Dane o bilansie płatniczym potwierdziły: gospodarki słabną. Nasza, ale też naszych głównych partnerów handlowych.
W lipcu eksport towarów wyniósł 10,7 mld euro. Import – 11,9 mld euro. Ujemne saldo obrotów handlowych między Polską a zagranicą ukształtowało się na poziomie 1,2 mld zł. W porównaniu z lipcem 2010 r. pogłębiło się o 392 mln euro – podał wczoraj NBP. W porównaniu z sytuacją sprzed roku mamy jeszcze wzrost obrotów handlowych. Ale już w porównaniu z czerwcem dynamika eksportu zmniejszyła się o 8,2 proc., a importu o 7 proc. Potwierdzają to informacje płynące od przedsiębiorstw o słabnącej dynamice zamówień na polskie towary ze strony głównych partnerów handlowych – Niemiec, Francji, Wielkiej Brytanii.
Mimo słabnącej dynamiki za pierwsze 7 miesięcy 2011 r. (w porównaniu z analogicznym okresem 2010) mamy jeszcze wzrost obrotów handlowych. Jak podał GUS, eksport zwiększył się o 13 proc. – do 77 mld euro. Największą dynamikę miał handel z Rosją, gdzie wysłaliśmy towary na kwotę o 29,8 proc. wyższą niż przed rokiem – za 3,3 mld euro, i Czechami – wzrost o 18,5 proc., do 4,8 mld euro.
Import zwiększył się z kolei o 14,1 proc. – do 85,3 mld euro. Tu też największe wzrosty mamy z Rosją i Czechami.
W sierpniu i we wrześniu sytuacja polskich eksporterów nie powinna ulec radykalnemu pogorszeniu. Sprzyjać im będzie słaby złoty. Wczoraj znów stracił do głównych walut. Za euro trzeba było płacić 4,33 zł, a za dolara 3,18 zł. Ich kurs wzmocnił się o mniej więcej 0,58 proc. A jeszcze w lipcu euro kosztowało średnio 4,03 zł, a dolar 2,8 zł. – Wydaje się, że w ciągu kilku najbliższych tygodni istnieje większe prawdopodobieństwo osłabienia się niż wzmocnienia złotego – uważa Ignacy Morawski, ekonomista PBP. Przypuszcza, że na koniec miesiąca będziemy płacili 4,40 zł za euro i 3,35 zł za dolara.