Po sensacyjnym kupnie Motoroli Mobility przez Google'a nie milkną spekulacje o kolejnym możliwym przejęciu producenta sprzętu telekomunikacyjnego przez twórcę oprogramowania. Tym razem Microsoft miałby kupić przeżywającą problemy Nokię.
Na fali pogłosek notowania Nokii na giełdzie nowojorskiej poszybowały w poniedziałek o 17 proc., osiągając półtoraroczne maksimum. To znaczące odbicie – od maja fiński koncern stracił na wartości 40 proc. Nawet jeśli Microsoft nie ma w planach kupna Nokii, nie może pozwolić na taki krok konkurencji. A udział koncernu Billa Gatesa w ewentualnej transakcji jest możliwy, bo obie firmy łączy strategiczny sojusz. Jeszcze w tym miesiącu ma zostać zaprezentowany nowy model Nokii działający w systemie operacyjnym Windows Phone Microsoftu, a nie w najpopularniejszym google'owskim Androidzie.
Po co producentom oprogramowania wytwórcy telefonów? Chodzi o redukcję kosztów. Dzięki kupnie jednej z dwóch firm powstałych po podziale Motoroli w styczniu 2011 r. firma Sergeya Brina i Larry'ego Page'a przejmie 17 tys. bezcennych patentów. Do tej pory koncern internetowy dysponował kilkoma tysiącami.
Podobnie może być w przypadku Nokii. Jej sprzedaż jest o tyle prawdopodobna, że Finowie od miesięcy znajdują się w dołku. Spada sprzedaż telefonów (w I kw. 2011 r. po raz pierwszy od lat udział w rynku spadł poniżej 30 proc.). Wkrótce Nokia straci pozycję lidera sprzedaży na rzecz Samsunga (który też jest wymieniany jako potencjalny nabywca założonej w 1865 r. firmy).
Nokia, która jeszcze w 2009 r. odpowiadała za 14 proc. eksportu Finlandii, przegapiła przetaczającą się dziś przez świat smartfonowo-tabletową rewolucję. Teraz Finowie muszą podążać za trendami wyznaczanymi m.in. przez Apple'a. Nic dziwnego, że akcje Nokii były do poniedziałku o ponad 75 proc. tańsze niż na początku rozpoczętego w 2008 r. kryzysu finansowego. Z jednej strony świadczy to o kiepskiej kondycji firmy, ale z drugiej – daje okazję na relatywnie tanie przejęcie.
Ile kosztowałaby Nokia? Motorola Mobility poszła za 12,5 mld dol., o 63 proc. więcej niż wynosiła jej wartość rynkowa. Przy założeniu podobnego przebicia w przypadku Finów potencjalny inwestor musiałby wyłożyć 35 mld dol. „Całkiem sporo jak na firmę o spadającej wartości rynkowej, malejącym udziale w rynku i niesprawdzonej linii produktów” – z przekąsem zauważył komentator dziennika „The Wall Street Journal” Ben Rooney. Jednak zdaniem cytowanego przez tę samą gazetę analityka Horace'a Dediu, dawniej pracującego dla Nokii, jej akcje są obecnie znacznie niedoszacowane.