- Moje obserwacje dotyczące Polski i innych krajów sugerują, że jeśli jest dużo złego prawa, to wina głównie polityków grających pod publiczkę i podlizujących się grupom roszczeniowym - mówi "Dziennikowi Gazecie Prawnej" prof. Leszek Balcerowicz, minister finansów w trzech rządach, były prezes NBP.

"DGP": Który rząd w Polsce był najbardziej przyjazny przedsiębiorcom?

Już sam taki podział zakłada, że rządy dzielą się na dwie przeciwstawne kategorie: przyjazne i nieprzyjazne dla przedsiębiorców. Skupmy się na problemach, a nie na cenzurkach.

Kto tworzy większą barierę dla rozwiązań promujących przedsiębiorczość: politycy czy urzędnicy?

Moje obserwacje dotyczące Polski i innych krajów sugerują, że jeśli jest dużo złego prawa, to wina głównie polityków grających pod publiczkę i podlizujących się grupom roszczeniowym. Oczywiście trzeba się zastrzec, że politycy nie są szczególnie źli, są średnio tacy jak społeczeństwo, które ich wybrało. Ważne, by nie wybierać ludzi, którzy są nastawieni do gospodarki rynkowej wrogo – wprost lub pośrednio. Dla tych pierwszych przedsiębiorca jest potencjalnym przestępcą, mieliśmy takich polityków niedawno u władzy. A ci drudzy głośno przedsiębiorczość chwalą, ale faktycznie działają przeciwko niej, pogarszając warunki, w jakich działa, np. mnożąc przepisy i zwiększając wydatki budżetu. Jeśli chodzi o drugich, nawet nie wiem, czy zdają sobie sprawę z tego, co robią. Z jednej strony powołują w Sejmie komisję na rzecz innowacyjności, a z drugiej strony proponują rozwiązania złe dla przedsiębiorczości, np. większe wydatki budżetu, które prowadzą do wyższych podatków lub większego deficytu. Są politycy, których poglądy nie są antyprzedsiębiorcze, ale którzy uważają, że trzeba ulegać środowiskom roszczeniowym dla korzyści politycznych. Czwarta kategoria, najbardziej pożądana to ludzie, którzy wchodzą do polityki z jasnym celem – chcą przyspieszyć rozwój własnego kraju.

Ta ostatnia kategoria to chyba rzadkie przypadki?

Polityk, by odnieść sukces, nie musi być populistą i podlizywać się grupom roszczeniowym. Istnieją skuteczni politycy reformatorzy. Słowacja ma Mikulasa Dziurindę i Iwana Miklosza. Są też przykłady z państw bałtyckich czy Bułgarii. W 2000 r. dług publiczny tego ostatniego kraju w relacji do PKB przekraczał 70 proc., a jaki jest teraz? Wynosi 15 proc.! A przecież w 2009 r., gdy my byliśmy „zieloną wyspą”, oni mieli spadek PKB o 5 proc. i utrzymali niski dług bez cięcia składki do OFE. Na Zachodzie mamy takie przykłady w Australii, Kanadzie czy Niemczech, gdzie kanclerz Gerhard Schroeder przeprowadził głębokie reformy rynku pracy. To pokazuje bzdurność różnych etykietek, bo Schroeder wedle konwencjonalnej terminologii był socjaldemokratą.

W rankingu „Doing Business” Banku Światowego znajdujemy się dopiero na 70. miejscu. Co trzeba szybko zrobić, by ułatwić życie przedsiębiorcom?

Klimat dla przedsiębiorczości zależy od stabilności procedur i prawa, a z tym mamy w Polsce problem. Jeśli regulamin Sejmu umożliwia łatwe wprowadzanie poprawek, zachęca do brakoróbstwa w szczególnie ważnej dziedzinie ustalania reguł życia dla milionów ludzi. Na mocy traktatu lizbońskiego parlamenty narodowe zyskały kompetencje do opiniowania projektów rozwiązań ogólnounijnych. Czy Sejm to wykorzystuje? Przecież chodzi o to, by nie przepuszczać złych pomysłów na etapie projektów, a nie podnosić krzyk, gdy już jest za późno. To kolejna reforma, która nic nie kosztuje.

Powinniśmy sprawić, by ryzykowne dla polityków było mnożenie złych praw. Teraz jest jak w socjalizmie, gdy huty były rozliczane z ilości wytopionej surówki. Podobnie rząd i Sejm są rozliczani z liczby nowych regulacji. Idealne rozwiązanie to zero nowych ustaw.

Cały wywiad Grzegorza Osieckiego i Pawła Rożyńskiego z prof. Leszkiem Balcerowiczem jutro w "Dzienniku Gazecie Prawnej". Zobacz nowy cykl "DGP" - Przedsiębiorcza Polska, w którym m.in. o barierach, które hamują rozwój przedsiębiorczości w Polsce.