Inwestorzy szukają bezpiecznych przystani. Sprzedają euro i złotego, kupują franki i amerykańskie obligacje. Nie pomagają kolejne zapowiedzi interwencji ogłaszane przez bank Szwajcarii.

Wczoraj kurs euro/frank testował nowe minimum na poziomie 1,02 franka i coraz bardziej zbliża się do parytetu jeden do jednego. Euro pociągnęło też w dół złotego, który znów przebił barierę 4 zł za franka. Analitycy rynku walutowego, którzy jeszcze w ubiegłym tygodniu skłonni byli sądzić, że w ciągu kilku dni nastąpi korekta i euro się wzmocni, teraz nie widzą końca paniki. – We wtorek inwestorzy wymyślili sobie, że kolejna obniżka ratingu czeka Francję. Wczoraj już zaczęli grę pod tę informację. Nie pomogły zapewnienia kolejnych agencji ratingowych, że pozostawią ocenę dla tego kraju na poziomie AAA – tłumaczy Marek Rogalski, analityk DM BOŚ.

Dodatkowo panikę podsycały informacje płynące z UE, że tak naprawdę nie ma pomysłu na zwiększenie kapitału specjalnego funduszu celowego, który ma skupować obligacje zagrożonych krajów. Przyczyniła się do tego również informacja z USA, że trzech członków FED jest przeciwnych działaniom funduszu QE3, który ma skupować aktywa z rynku i pompować w gospodarkę kolejne transze dolarów. – To tylko jeszcze bardziej zwiększyło obawy o nawrót kryzysu – mówi Rogalski.

Sytuacji nie zdołał opanować bank Szwajcarii, który zapowiedział wczoraj, że zwiększa budżet na interwencje o 40 mld franków – do 120 mld franków, po zwiększeniu go o 50 mld franków w ubiegłym tygodniu. – Skala paniki jest tak ogromna, że interwencje słowne, bo na razie to tylko zapowiedzi, już nie pomagają. Dopóki bank Szwajcarii nie ruszy tych pieniędzy, nie ma szans na osłabienie franka – uważa Marcin Turkiewicz, szef dilerów walutowych BRE. Choć wątpi także, czy kwotą 120 mld franków można odwrócić trend. Raczej potrzebne jest spójne działanie banków centralnych Europy.

Frank nie jest jedynym obiektem pożądania. – Inwestorzy szukają bezpiecznych płynnych aktywów. Dlatego wczoraj znacznie spadły rentowności amerykańskich obligacji. 10-latki wyceniano na 2,14 proc., gdy we wtorek na 2,50 proc., a 30-latki na 3,50 proc., gdy dzień wcześniej na 3,85 proc. – mówi Rogalski.

Przez analogię można wnioskować, że gdy bank Szwajcarii wpuści w rynek 120 mld franków, to zamiast, jak zamierza, osłabić walutę, tylko zwiększy jej płynność. A przez to może się stać jeszcze bardziej atrakcyjna.