Powrót na trasy do Bejrutu i Kairu jest warunkowy. Przewoźnik zapowiada, że znowu skasuje te rejsy, jeśli będzie z nich korzystać za mało pasażerów

Narodowy przewoźnik wrócił na trasy do Bejrutu i Kairu po trzech miesiącach od zawieszenia operacji lotniczych na Bliskim Wschodzie. Na razie nie myśli o powrocie do Damaszku, trzeciego kierunku zawieszonego w czasie rewolucji arabskiej. – To jeszcze zbyt gorący region – zastrzega Marcin Piróg, prezes PLL LOT.

Jak mówi, wprowadzone zostaną jednak ograniczenia w liczbie wykonywanych rejsów na przywróconych trasach. Przykładowo połączenie do Bejrutu będzie utrzymane w siatce linii na pewno tylko do września 2011 r. LOT zastrzega też, że w tym czasie kilka rejsów może zostać anulowanych, jeśli obłożenie samolotów będzie niskie. Połączenie do Kairu pozostaje natomiast na pewno do października. Tak jak w przypadku Bejrutu zarząd linii nie ukrywa, że może ograniczać liczbę operacji na tym kierunku.

Eksperci uważają, że trzeba się liczyć z cięciami w siatce do Egiptu pod koniec sezonu letniego. Jednak chwalą powrót LOT-u na Bliski Wschód.

– To dobry ruch. Egipt obok Tunezji to najbardziej oblegany kierunek przez polskich turystów – mówi Zbigniew Sałek, członek zarządu Międzynarodowego Stowarzyszenia Menedżerów Lotnisk.

– Dobrze, że LOT wchodzi na nowe rynki geograficzne. Niektóre kierunki wschodnie są bardzo obiecujące, chociażby ze względu na to, że w tych państwach mamy do czynienia ze wzrostem gospodarczym – uważa Elżbieta Marciszewska z Katedry Transportu SGH.

Marcin Piróg, prezes PLL LOT, zastrzega, że na razie przewoźnik nie planuje żadnych dodatkowych tras oprócz tych na Bliski Wschód i uruchomionej w lipcu z Warszawy do Doniecka. Nowych połączeń, wg prezesa, można się spodziewać dopiero w 2012 r. Marcin Piróg nie kryje, że rozważa uruchomienie połączeń do Pekinu, Szanghaju i Tokio. Najprawdopodobniej przewoźnik uruchomi też rejsy do Baku, Soczi, Stuttgartu, Oslo, Dubaju, Kuwejtu, Ostrawy, a być może też do Goeteborga. W 2012 r. samoloty LOT-u mają także latać do Waszyngtonu. Jednak uruchomienie nowych połączeń jest uzależnione od tego, czy i kiedy LOT otrzyma nowy samolot 787 Dreamliner.

Jeśli przewoźnikowi uda się rzeczywiście uruchomić nowe połączenia, będzie to oznaczało kontynuację strategii Sebastiana Mikosza, poprzedniego prezesa LOT. To efektem jego pracy są loty do Bejrutu i Kair (oraz nadal zawieszone połączenie do Damaszku), jak również trasy do Tbilisi, Erywania czy Hanoi. Były prezes postawił na rozwój siatki, bo za wszelką cenę chciał poprawić przychody spółki i odzyskać utracone przez lata udziały w polskim rynku przewozowym.

Udało się. W 2010 r. LOT mimo strat zwiększył udziały w polskim rynku lotniczym. Dobrej passy linia nie przerwała także w tym roku. W I półroczu LOT przewiózł bowiem 2,14 mln pasażerów – o 8 proc. więcej niż rok temu.

Eksperci uważają, że uruchamiając nowe kierunki, narodowy przewoźnik powinien myśleć także o pasażerach tranzytowych. – Należy uwzględniać nie tylko polskich podróżnych, lecz także tych, którzy przez Warszawę mogą się udać do Tbilisi czy Erywania. To kraje, które zaczynają się rozwijać, mają swoje walory turystyczne – stwierdza Zbigniew Sałek.

LOT nie tylko wozi więcej pasażerów, ale także w poprawia swoje wyniki. W I półroczu 2011 r. linie odnotowały stratę na działalności podstawowej w wysokości 119,6 mln zł, na co wpłynął m.in. wzrost cen ropy, który kosztował spółkę w tym okresie dodatkowo 100 mln zł. Wynik netto jest jednak znacznie lepszy, bo wyniósł plus 123,3 mln złotych. To kolosalna zmiana w porównaniu do zeszłorocznej straty na poziomie 132,5 mln zł, jednak spółka zawdzięcza je transakcjom kapitałowym zrealizowanym na początku roku.