Polska linia lotnicza kończy spłatę długu hedgingowego sprzed trzech lat. - Pozostało 40 mln dol. Taki poziom już nas nie boli - mówi Zbigniew Mazur, członek zarządu ds. finansowo-ekonomicznych PLL LOT
A jeszcze na początku 2009 r. wydawało się, że z tego powodu linia nawet upadnie. Zawierane trzy – cztery lata temu umowy zabezpieczające przed wzrostem cen paliw doprowadziły bowiem do blisko 500 mln zł straty. W lipcu 2008 r., gdy na światowych rynkach ropa biła rekordy i płacono za baryłkę blisko 150 dol., ówczesny zarząd firmy zdecydował się na podpisanie z bankami inwestycyjnymi kilku kontraktów gwarantujących dostawy na poziomie około 140 dol. za baryłkę. Wtedy wydawało się to racjonalne, bo pojawiały się prognozy, że na koniec roku ropa może kosztować nawet 200 dol. Tyle że już w drugiej połowie lipca cena zaczęła gwałtownie spadać, a pod koniec roku za baryłkę płacono poniżej 50 dol. Banki inwestycyjne liczyły zyski, a linie lotnicze, w tym LOT, straty.
Błędów poprzedników nie zamierza popełnić obecny zarząd LOT-u. Jak mówi Zbigniew Mazur, wartość kontraktów hedgingowych nie przekracza obecnie kilkuset tysięcy złotych. To nic w porównaniu do kwot, jakie na paliwo wydaje LOT. Tylko w pierwszych sześciu miesiącach 2011 r. tankowanie kosztowało spółkę 400 mln zł.
Cena paliwa nadal waży jednak na wynikach finansowych. Marcin Piróg, szef LOT-u, zapewnia, że gdyby nie wahnięcie w górę ropy, spółka mogłaby już po półroczu odnotować plus w rubryce działalność podstawowa. – Rosnące ceny paliwa w pierwszym półroczu kosztowały nas dodatkowo około 100 mln zł – szacuje Marcin Piróg.
Na razie nie zaowocowało to nadzwyczajnymi podwyżkami biletów. Jest tak, bo linia częściowo wzrost wydatków na paliwo zrekompensowała cięciem kosztów w innych obszarach działalności oraz wzrostem przychodów z działalności przewozowej. Jednak Piróg nie jest w stanie zadeklarować, że podobnie będzie w drugim półroczu. – Wszystko będzie uzależnione od cen paliwa na rynkach – mówi.
Eksperci już jednak szacują o ile mogą wzrosnąć ceny w LOT. Wskazują przykład irlandzkiego Ryanair. Pod koniec lipca największa tania linia lotnicza w Europie otwarcie zapowiedziała podniesienie opłat średnio do 12 proc.
– Musimy obciążyć konsumentów niewielkim wzrostem cen biletów, jednak będą one nadal niższe niż te z 2007 roku – tłumaczył decyzję Howard Miller, zastępca prezesa Ryanair. Co ciekawe, Ryanair podniesie ceny, choć paliwo nadal kupuje nie drożej niż w 2009 r. LOT kupuje paliwo o ponad 50 proc. drożej.