Dziś ruszają prace nad spreadami. Posłowie zajmą się aż trzema projektami ustaw – autorstwa PO, PSL i SLD. Pewne jest, że na przełomie sierpnia i września wejdzie w życie nowe prawo. Czy zadziała?
Wczoraj sejmowa komisja finansów publicznych skierowała do prac podkomisji stałej do spraw instytucji finansowych trzeci projekt ustawy mającej zmniejszyć bankowe spready. SLD domaga się, by informacje o różnicach kursowych wprowadzić od razu do umowy kredytowej. Klient wiedziałby w momencie podpisywania umowy, ile będzie wynosił spread, a banki, zdaniem SLD, zaczęłyby konkurować jego wysokością. – Nie wykluczam, że wprowadzimy te pomysły na etapie prac podkomisji – mówi Sławomir Neumann, poseł PO, jej przewodniczący. Bo to właśnie dowolność ustalania kursów jest krytykowana przez przeciwników spreadów. Jacek Rostowski, minister finansów, mówił wczoraj w radiu Tok FM, że sytuacja osób, które zaciągnęły kredyty we frankach szwajcarskich, jest trudna i nie można jej lekceważyć. Tak samo uważają eksperci. – Podstawową wadą panującego rozwiązania jest nieprzewidywalność spreadów. Banki mają dowolność w ustalaniu kursów walutowych, co nie pozwala klientom na oszacowanie kosztów kredytu i ryzyka – mówi Marcin Krasoń z Open Finance.
Także projekty PO i PSL chcą temu zaradzić. Przewidują możliwość spłaty kredytu w dowolnej walucie bez ograniczeń. Teraz też jest taka możliwość, ale niewiele osób z niej korzysta, gdyż wiąże się to z dodatkowym kosztem. Ale też przewidywane skutki wejścia w życie rozwiązań koalicji budzą wątpliwości. Banki, o czym wczoraj pisał „DGP”, mogą np. żądać dodatkowych opłat za różne operacje od tych klientów, którzy będą chcieli skorzystać z możliwości spłaty kredytów w walucie zadłużenia.
Open Finance szacuje, że 7,5-proc. spread przy kredycie 300 tys. zł oznacza dla klienta dodatkowe 50 tys. zł. Sprawa jest więc istotna dla 1 mln osób zadłużonych w walutach obcych. Zwłaszcza w kontekście drożejącego franka. Wczoraj kosztował 3,45 zł.