Zwykli ludzie i ekonomiści są zgodni. Nie powinniśmy spieszyć się do strefy euro. Najpierw powinniśmy naprawić nasze finanse.

47 proc. Polaków uważa, że przyjęcie euro będzie dla naszego kraju niekorzystne – wynika z najnowszego sondażu TNS OBOP. Opinię tę podzielają wybitni polscy ekonomiści. Najpierw musimy się wzmocnić, aby w przyszłości nie podzielić losu Grecji.

– Gdybyśmy byli w strefie euro, to musielibyśmy wyłożyć miliardy euro na pomoc Grecji. A nas nie stać na to. Z przyjęciem wspólnej waluty się nie spieszmy. Niech Euroland rozwiąże swoje problemy – przekonywał prof. Witold Orłowski, członek Rady Gospodarczej przy premierze, podczas wczorajszej debaty na temat przyszłości strefy. A prof. Jerzy Osiatyński, doradca prezydenta, twierdził, że nasza gospodarka ma jeszcze zbyt dużo gałęzi, w których postęp techniczny jest za mały, by mogły konkurować z wysokorozwiniętymi przedsiębiorstwami z Niemiec czy Holandii. Zanim pomyślimy o euro, musimy dokończyć restrukturyzację hut, kopalń, PKP i wielu przedsiębiorstw oraz branży.

Eksperci namawiają także do zwiększania zatrudnienia i wydajności kosztem wzrostu płac. Na tym wygrały Niemcy – przez 10 lat, do wybuchu kryzysu, wzrost płac wynosił tam tylko 5 proc., za to eksport na rynki europejskie zwiększył się o 15 proc. Francja utrzymywała wzrost wynagrodzeń na poziomie zbliżonym do inflacji (ok. 2 proc. rocznie) i nie nadąża za Niemcami. A kraje, które mają teraz największe problemy – Grecja i Portugalia – miały ponad 30-proc. skok wynagrodzeń.

– Musimy ciąć wydatki, ograniczać deficyt. Przykład Grecji pokazuje, że życie na kredyt kończy się boleśnie – podkreśla prof. Jan Winiecki, członek RPP. Uważa, że teraz mamy najlepszy czas do wykorzystania, bo utrzymując 3 – 4-proc. wzrost PKB przy 1 proc. strefy euro jesteśmy w stanie podgonić najmocniejsze gospodarki. Euroland daje nam na to czas, bo jak podkreślają ekonomiści, nawet 10 lat potrwa odbudowywanie mocnej, wiarygodnej strefy euro.