Zamiast wyhamowania inflacji mamy jej dynamiczny wzrost. Wszystko z powodu wzrostu cen surowców w pierwszym kwartale, który ma opóźniony wpływ na koszt produkcji wyrobów przetworzonych, np. wędlin, serów.
W maju najbardziej podrożały paliwo, żywność i energia. Ale w górę szło wszystko. Jedyne ceny, jakie spadły zarówno w porównaniu z poprzednim miesiącem, jak i analogicznym okresem ubiegłego roku, to usługi telekomunikacyjne. – W kolejnych miesiącach powinien wyhamować przynajmniej wzrost cen żywności – przekonują ekonomiści.
– Tak jak ma to miejsce w ostatnich kilku miesiącach, na wzrost cen w naszym kraju największy wpływ ma wzrost wycen surowców na rynkach światowych. Teraz nałożyła się na to bawełna. Nieurodzaj w USA spowodował, że pierwszy raz od grudnia 2001 r. mamy do czynienia z miesięcznym wzrostem cen odzieży i obuwia, na który dodatkowo wpływa nadal wysoki kurs ropy. W sumie odzież i obuwie podrożały w porównaniu z kwietniem o 1,9 proc. – mówi Adam Czerniak, ekonomista Invest-Banku.
Jednak najbardziej niepokojący jest wzrost cen żywności – o 1,3 proc. w porównaniu z kwietniem i aż o 9,4 proc. w porównaniu z majem 2010 r. Miesiąc wcześniej był on dużo niższy. Wyniósł 7,7 proc. – To było zaskoczenie, bo w maju wyhamował wzrost cen cukru, drobiu, owoców. To wskazywało, że nie będziemy mieli aż takiego wzrostu cen żywności – twierdzi Adam Czerniak. – Jednak zaważył efekt wtórny wzrostu cen surowców z pierwszego kwartału, który ma opóźniony wpływ na wyroby przetworzone. Dlatego w maju najbardziej drożały właśnie one: makarony, wędliny, sery czy mleko – dodaje.
Ale ekonomiści uspokajają. To już szczyt górki. – W czerwcu dynamika cen żywności nie powinna być już wyższa, w kolejnych miesiącach zacznie spadać. Wpływ na to będzie miała znaczna podaż owoców i warzyw, czemu sprzyja dobra pogoda – przekonuje Marcin Mrowiec, główny ekonomista Pekao SA.
Dodaje, iż wiele wskazuje na to, że również szczyt wzrostu cen paliw jest za nami. Choć w maju były o 11,9 proc. droższe niż przed rokiem, to jednak miesiąc wcześniej roczny wzrost przekraczał 14 proc. Nie oznacza to jednak jeszcze spadku inflacji, a jedynie powstrzymanie wzrostu.
Rada Polityki Pieniężnej musi uważać, żeby nie przesadzić
Ryszard Petru | Dom Inwestycyjny Investors
Odczyt inflacji jest szokująco wysoki nie tylko dlatego, że rosną ceny wyrobów, na które nie mamy wpływu, bo są związane ze wzrostem cen surowców na rynkach światowych – np. żywności czy paliw. Jest szokujący, dlatego że w górę zaczęły iść także opłaty z nimi niezwiązane – za ochronę zdrowia, edukację. W dodatku widzimy, że na razie cztery podwyżki stóp procentowych dokonane przez RPP ani nie wpłynęły na wyhamowanie wzrostu cen, ani znacząco nie umocniły złotego. Na naszą walutę oddziałuje bowiem bardziej niż decyzje rady sytuacja na rynkach europejskich. Dopóki Unia nie rozwiąże sprawy Grecji, nie mamy co liczyć na powrót zaufania do złotego.
W tej sytuacji rada ma twardy orzech do zgryzienia. Wiadomo, że jej decyzje w największym stopniu przekładają się na rynek po roku do półtora. Musi tak działać, by nie zarżnąć gospodarki nie teraz, ale w przyszłym roku.