Zaskoczenia nie było, bo właśnie takiej decyzji oczekiwały rynki. Podnosząc stopy, RPP chce zastopować szybko rosnące ceny.
„Podwyższony poziom bieżącej inflacji oraz oczekiwań inflacyjnych, a także ryzyko nasilenia się presji płacowej w warunkach istotnego wzrostu zatrudnienia uzasadniają podwyższenie stóp” napisała RPP we wczorajszym komunikacie.
– Ta podwyżka jest sygnałem dla pracodawców i związków, by nie podwyższać płac zbyt mocno. Bo jeśli będziemy mieli duży wzrost, to pójdą w górę także stopy procentowe, a to uderzy w sektor przedsiębiorstw – mówi prof. Stanisław Gomułka, główny ekonomista BCC.
To dlatego w komunikacie nie pojawiło się np. zdanie o zbliżaniu się do zakończenia cyklu podwyżek. To oznacza, że realny jest scenariusz, według którego stopa referencyjna wzrośnie o kolejne 25 pkt baz. do poziomu 4,75 proc. – Nie sądzę, by taka skala podwyżek mogła zagrozić wzrostowi. To powrót do normalności, średnioroczna inflacja będzie znacznie powyżej trzech procent wobec poziomu stóp 4,50 proc. – mówi Ryszard Petru. – O negatywne skutki dla gospodarki zacząłbym się obawiać, gdyby podwyżka była o 200 pkt, ale na razie takiej podwyżki nie oczekuję – dodaje prof. Gomułka.
Także RPP optymistycznie patrzy na polską gospodarkę. – Polska gospodarka wygląda całkiem przyzwoicie. Nie wykluczamy niewielkiego osłabienia w przyszłym roku, ale nie spodziewamy się jakichś dramatów – mówi Marek Belka.
Zdaniem rady nie powinniśmy także obawiać się osłabienia u najważniejszego partnera handlowego, Niemiec. – Ponieważ duża część niemieckiego eksportu jest skierowana poza strefę euro, a na świecie mamy wzrost, więc także wzrost niemiecki wydaje się pewny – mówił wczoraj członek rady, profesor Jan Winiecki.
Na kolejnym posiedzeniu w lipcu można się spodziewać tylko oceny bieżącej sytuacji ze strony rady, kolejne robocze posiedzenie odbędzie się we wrześniu. I dopiero wtedy rynki zaczną się zastanawiać, czy kolejna podwyżka wchodzi w grę.