Im więcej płacimy za paliwo, tym chętniej jeździmy samochodami – taki wniosek można wyciągnąć z najnowszych danych dotyczących konsumpcji paliw.
Jak obliczyła Polska Organizacja Przemysłu i Handlu Naftowego, w I kw. 2011 r. wlaliśmy do baków ponad 5,3 mld litrów benzyny, oleju napędowego i LPG. To o 4 proc. więcej niż w I kw. 2010 r. W tym czasie paliwo na stacjach podrożało o ponad 20 proc. A będzie drożej – wczoraj Orlen podniósł ceny hurtowe produktów. Na stacjach paliwo podrożeje o kolejne 4 – 5 groszy, a diesel o 2 – 3 grosze.
Wahania cen paliw koncerny tłumaczą zmieniającymi się cenami surowców na giełdach. Faktycznie to, co dzieje się tam z ropą, dotyczy ich w mniejszym stopniu, niż się sądzi. Ich głównymi dostawcami są firmy rosyjskie, których ropa jest tańsza od arabskiej czy amerykańskiej i jest dostarczana w ramach kontraktów długoterminowych. – Jej cen nie ustala się z dnia na dzień. Podlegają korektom, ale w odstępach kilkutygodniowych, nawet kilkumiesięcznych – wyjaśnia Jakub Bogucki, analityk rynku z firmy E-petrol. Gdy na giełdzie w Londynie baryłka kosztuje 120 dolarów, to Orlen i Lotos mogą kupować ją o kilkadziesiąt procent taniej.
Ten mechanizm pozwolił im zwiększyć w tym roku przychody i zyski. W I kw. do kasy PKN Orlen wpłynęło rekordowe 22,6 mld zł. A Lotos zarobił na czysto 635,5 mln zł – o 611,3 mln więcej niż rok temu. – Na dobre wyniki finansowe najważniejszy wpływ miało zakończenie programu inwestycyjnego. – Uruchomiliśmy nowe instalacje i podnieśliśmy moce przerobowe – wyjaśnia Marcin Zachowicz, rzecznik Grupy Lotos. Ale przyznaje: ceny ropy też miały wpływ. Tego, ile sam Lotos płaci za ropę, oczywiście nie zdradza. Podobnie Orlen. – Tajemnica handlowa – ucina Beata Karpińska z biura prasowego koncernu.
Na razie i Lotos, i Orlen dzięki swojej polityce maksymalizują zyski. Ale mechanizm może działać także w drugą stronę – gdy cena ropy jest ustalona na kilka tygodni naprzód, a na giełdach światowych surowiec tanieje, to koncern może tracić. Obecnie jednak na nic takiego się nie zanosi.