Trzy warszawianki założyły firmę Pasja Pisania, która naucza sztuki tworzenia powieści. Niszowa usługa cieszy się coraz większym wzięciem.
Żadna ze wspólniczek nie napisała własnej książki, choć wszystkie chciały. Pomimo to zaczęły organizować warsztaty dla tych, którzy pragną nauczyć się pisać. I zaczęły na tym zarabiać.
Poznały się na parkingu pod szkołą w podwarszawskim Józefowie, do której odwoziły swoje pociechy. Urszula Gradzi, dwoje dzieci, absolwentka handlu zagranicznego na AGH, potem prawie dwadzieścia lat w marketingu, reklamie (także na Węgrzech), na końcu w produkcji telewizyjnej: – Ale wszystko to strasznie mnie już nudziło. Byłam zmęczona – mówi.
Magdalena Burdzy-Barrington, kilkanaście lat w działach analiz finansowych wielkich firm – m.in. Deloitte, absolwentka informatyki i cybernetyki ekonomicznej, troje dzieci. Już wcześniej rzuciła pracę w korporacjach. By znaleźć trochę oddechu i odpocząć od roli pani domu, zaczęła się udzielać w fundacjach: – To wciąż było za mało, potrzebowałam czegoś więcej, by nie zwariować. Więc gdy pojawił się pomysł z uczeniem pisania, złapałam się go jak tonący brzytwy.
Barbara Żak, pedagog i socjoterapeuta po Instytucie Pedagogiki Specjalnej i Resocjalizacji, troje dzieci, jako jedyna nie rozstała się z poprzednim miejscem pracy – wciąż pracuje na pół etatu w Młodzieżowym Ośrodku Socjoterapii „Kąt”.

Uśmiechy politowania

Pomysł podsunęła Urszula, bo chyba ona najbardziej z całej trójki marzyła, by napisać własną powieść. Próbowała, ale nie bardzo jej szło, ponieważ nie wiedziała nic o pisarskim warsztacie: jak poprowadzić bohatera, jak skonstruować fabułę, budować napięcie. Szukała rad i wskazówek – w kraju bez skutku, bez problemu znalazła je na Zachodzie. Tam kursy kreatywnego pisania i książki poradnikowe są oczywistością. – Odniosłam wrażenie, że u nas naukę pisania traktowano jak wstydliwy temat. Jakby było tak, iż chce się uczyć ten, kto jest słaby i nie umie sobie poradzić. Wszelkie próby mówienia o nauce warsztatu pisarza wywoływały uśmiech politowania – wspomina. Im więcej szukała i czytała zachodnich poradników, tym bardziej utwierdzała się w przekonaniu, że to może być dobry pomysł na własny biznes – organizować kursy uczące pisania.
Nie musiała specjalnie przekonywać koleżanek ze szkolnego parkingu, bo wszystkie trzy kochały książki. Na wzór brytyjskich czy amerykańskich klubów czytelników postanowiły już wcześniej stworzyć własny – raz w miesiącu umawiały się na lekturę konkretnej powieści (pierwszy był „Mag” Fowlesa, ostatni jak dotąd „Kafka nad morzem” Murakamiego), a po jej przeczytaniu spotykały się w kilkuosobowym gronie, by porozmawiać o lekturze („Niesamowite, że każdy widzi i słyszy w tej samej książce zupełnie inne rzeczy” – mówi Basia.) Temat był więc im wszystkim bardzo bliski, nad ostateczną decyzją nie zastanawiały się specjalnie. W 2007 r. założyły spółkę Pasja Pisania.
Na początku uruchomiły tylko portal o tej nazwie, a w nim umieściły artykuły o tajnikach pisarskiego warsztatu; głównie tłumaczenia zagranicznych materiałów albo własne teksty na podstawie zachodnich lektur. Przez pierwszy rok postanowiły tylko propagować pomysł, że można nauczyć się pisać, by przełamać barierę, by powstał rynek i zniknęły uśmieszki politowania wśród potencjalnych nauczycieli. Po roku przyszedł czas na kolejny ruch – zaczęły organizować warsztaty dla aspirujących pisarzy. To w pewnym sensie kłopotliwa sprawa, w końcu żadna z nich nie napisała własnej książki, jak w takiej sytuacji można być autorytetem w tej dziedzinie? Od początku założyły więc, że muszą zapukać do znanych autorów i ich namówić do uczestnictwa w projekcie.



A to nie było łatwe. Na targach książki, gdzie próbowały werbować przyszłych nauczycieli, niektórzy pytali zdziwieni: – Uczyć pisania książek? Tego się nie da nauczyć. To się albo ma, albo nie. One jednak już wiedziały, że wielu czytanych na całym świecie twórców (Kazuo Ishiguro, Ian McEwan) kończyło nie tylko kilkutygodniowe kursy, ale uczyło się warsztatu latami. Szukały więc i w końcu zwerbowały do współpracy kilku krajowych pisarzy: m.in. Izabelę Szolc, Barbarę Stanisławczyk, Krzysztofa Kotowskiego, Katarzynę Bondę. – Niektórzy odmawiali współpracy, twierdząc, iż sami nie wiedzą jak, ale po prostu piszą, i już. Inni przyznawali, że to czasem ciężka, mozolna praca, więc skoro sami przeszli przez ten etap i wiedzą, co bywa najtrudniejsze, czego się trzymać, mogą wiele opowiedzieć innym – dodaje Urszula.
Działały bez żadnej reklamy. Zainteresowani znajdowali portal w wyszukiwarkach albo dowiadywali się o nim z literackich forów i słali entuzjastyczne listy, ciesząc się z nowej inicjatywy. Taki odbiór upewnił założycielki Pasji Pisania, że trafiły w niszę. Gdy zaplanowały pierwszy kurs (sześć spotkań co tydzień – 590 zł, z czasem doszły kolejne też ośmiotygodniowe – 690 zł) zgłosiło się 36 osób, dwa razy tyle, ile miały miejsc, więc jedyny nauczyciel, jakiego wtedy pozyskały, musiał poprowadzić od razu dwa warsztaty.
Uczestników pamiętają do dziś, wielu zaskakiwało determinacją. Jedna z pierwszych kursantek, Ślązaczka, wstawała na pociąg co sobota o 4.00 rano, by pojawić się przed południem w Warszawie. Była pierwsza, stała pod drzwiami pół godziny przed otwarciem pracowni na warszawskiej Pradze, z której wtedy gościnnie korzystały. Inni kursanci pochodzili z Torunia, Krakowa czy Piotrkowa. Po dwóch latach funkcjonowania można już pozwolić sobie na uogólnienia: uczestnicy warsztatów to w większości kobiety, zwykle po trzydziestce, z wyższym wykształceniem i etatem w wielkiej firmie. Studentki nie zgłosiły się dotąd ani razu.
System kursów skonstruowały tak, by kończył się napisaniem powieści albo przynajmniej stwarzał ku temu wszelkie okazje. Kurs podstawowy i końcowy (ten na powieść) trwają po 6 tygodni, dwa ośmiotygodniowe dla średniozaawansowanych pomagają zdobyć biegłość w warsztacie. Schemat pojedynczych, trzygodzinnych zajęć jest taki sam: rozpoczyna wykładowca, opowiadając o danym problemie (np. jak skonstruować postać głównego bohatera), potem uczestnicy wymieniają się uwagami i rozpoczynają ćwiczenia, czyli sami tworzą konkretną postać. Regułą jest też dodatkowy element każdych zajęć – dwoje kursantów przynosi własny tekst i głośno czyta uczestnikom swoje prace. A ci oceniają. By zrównoważyć pochwały z krytyką, przyjęto zasadę, że każdej pochwale muszą towarzyszyć dwie krytyczne uwagi. To mniej boli.

Coraz więcej chętnych

– Oczywiście zdarzają się też grafomani i nauczyciele płaczą nam czasem w rękaw, że nie wiedzą, co napisać w ocenie ich prac – jest aż tak źle. Bardzo staramy się, by uczniowie otrzymywali sprawiedliwe oceny, a nasze kursy nie stały się kółkiem wzajemnej adoracji. Ale tak staramy się to wypośrodkować, by krytyka nie zniechęcała, tylko motywowała do dalszej pracy – wyjaśnia Magdalena Burdzy-Barrington.
Pierwsze publiczne czytanie jest bardzo trudnym momentem, kursanci wstydzą się, chowają wydruki do torebki, boją się pokazywać światu swoje prace. Przywiązują się do napisanych zdań jak do własnych dzieci, każdą opinię traktują osobiście. Najgorszy jest zwykle pierwszy tydzień i pierwsza krytyka. Potem zwykle hartują się, uodporniają, dociera do nich, że ich tekst nigdy nie będzie się wszystkim podobał. Ale niektórzy obrażali się na wszystkich i długo musieli dochodzić do wniosku, iż krytyczne słowa miały uzasadnienie. Może przekonują się do uwag, widząc, jak koledzy, a w zasadzie koleżanki z kursu, sięgają po sukces – do tej pory już trzy absolwentki Pasji Pisania wydały powieści, a dwie kolejne prowadzą negocjacje z wydawnictwami (ostatnio szanse na własną książkę mocno wzrosły, bo Nasza Księgarnia rozpoczęła współpracę z portalem i monitoruje na bieżąco próbki uczestników zajęć, by wyłapać talenty).
Po roku organizowania kursów wspólniczki stać już było na własny lokal (główny mebel to owalny stół z pojemnikiem pełnym długopisów i stos czystych kartek). Wtedy też postanowiły przetłumaczyć i wydać poradnik „Warsztat pisarza”. Przyszedł czas na kolejny krok – kursy w internecie. Wystartowały w styczniu ubiegłego roku i do dziś skorzystało z nich 350 osób. Nie ma wątpliwości, był to strzał w dziesiątkę. Taka forma warsztatów pozwala na obniżenie kosztów (dzięki temu kurs jest tańszy i kosztuje 390 zł), zwiększenie liczby uczestników (do 30 na jednym kursie) i co za tym idzie masową działalność. Ale właścicielki firmy nie planują rezygnacji z nauczania stacjonarnego, wręcz przeciwnie. Analizując statystyki odwiedzin i zapytania e-mailowe, rozważają otwarcie w najbliższym czasie biur w Katowicach, Gdańsku, Łodzi. Niedawno do pakietu usług dołożyły jednodniowe warsztaty wprowadzające do kreatywnego pisania (3,5 godz. za 200 zł). Pobyt jest, zastanawiają się więc głównie, jak uatrakcyjnić ofertę. Minionej jesieni postanowiły zorganizować warsztaty w ekstremalnym miejscu – na Saharze.
– Może jeszcze wiele na tym nie zarobiłyśmy, ale to biznes, który prowadzimy przy niewielkich kosztach. Płacimy tylko pensję nauczycielowi i czynsz za wynajem lokalu. Wiemy, że wypełniamy niszę, rynek ma wielki potencjał i w perspektywie kilku lat przyniesie nam spore zyski – jest pewna Urszula Gradzi. Na pisanie własnej książki wciąż nie ma czasu.