Limit amerykańskiego długu został wczoraj przekroczony. Dzięki księgowym sztuczkom uda się zapewnić funkcjonowanie rządu do sierpnia. Jeśli do tego czasu Demokraci nie porozumieją się z Republikanami, USA grozi zapaść.
14 294 mld dol. – tyle wynosi ustanowiony w styczniu 2010 r. limit tzw. zadłużenia netto, czyli suma długu publicznego i długu funduszy rządowych, równa 100 proc. PKB.
Teoretycznie limit ma pomóc Kongresowi w kontroli wydatków publicznych. W praktyce barierę zawsze można podwyższyć (w ciągu ostatniego półwiecza zrobiono to 74 razy), ale do tego wymagana jest zgoda Republikanów mających większość w Izbie Reprezentantów. Ci nie chcą o tym słyszeć, o ile Demokraci nie zgodzą się na wpisanie do kolejnego, wchodzącego w życie w październiku budżetu cięć wyższych od zapowiadanych i nie zrezygnują z podwyżki podatków.
Tymczasem władze co miesiąc potrzebują na spłacenie rachunków 125 mld dol. Do 2 sierpnia da się jeszcze kontrolować sytuację, stosując kilka wybiegów. Można wykorzystać zdeponowane w Rezerwie Federalnej 100 mld dol. w gotówce. Po drugie można tymczasowo przesunąć 232 mld dol. z programów celowych na bieżące wydatki. To jednak daje tylko trochę więcej czasu na wypracowanie kompromisu.
Na szybkie rozwiązanie problemu naciska zwłaszcza Departament Skarbu. Jego szef Timothy Geithner oraz jego zastępca Neal Wolin wprost zagrozili, że jeśli limit nie zostanie podniesiony, Stany Zjednoczone muszą się liczyć z groźbą faktycznego bankructwa. A odmówienie spłaty jakichkolwiek zobowiązań miałoby katastrofalne skutki dla całej światowej gospodarki. W pierwszym rzędzie dla krajów, które zainwestowały swoje nadwyżki w amerykańskie papiery dłużne. Wśród nich przodują Chiny (26 proc. amerykańskiego długu zagranicznego), Japonia (20 proc.) i Wielka Brytania (6 proc.).
– Jeśli światowi inwestorzy pomyślą, że zaufanie do Stanów Zjednoczonych nie ma podstaw, jeśli pomyślą, że możemy odmówić spłaty zobowiązań, może to rozsadzić cały system finansowy. Możemy mieć większą recesję niż poprzednio i większy kryzys finansowy niż poprzednio – mówił w niedzielę prezydent Barack Obama.
Do odważniejszych działań w sprawie walki z rosnącym długiem wezwały już Amerykanów agencje ratingowe i MFW. Standard & Poor’s obniżył w kwietniu perspektywę ratingu USA. Z kolei MFW wytknęło, że Waszyngton jest jedyną wysoko rozwiniętą stolicą bez planu walki z deficytem.
Komentatorzy są jednak przekonani, że obie amerykańskie partie są na tyle odpowiedzialne, by dojść do porozumienia. W kwietniu nad Stanami zawisła groźba, że w związku z brakiem przepisów dotyczących obecnie obowiązującego budżetu przestaną funkcjonować wszystkie urzędy federalne. Ratunek przyszedł na dwie godziny przed upływem terminu.