Nie tylko hotelarze i restauratorzy wykorzystali długi weekend do zwiększenia zysków. Zarobić na turystach postanowiła także część stacji benzynowych, które wyraźnie podniosły marże. Rekordziści na litrze paliwa zarabiali ponad 50 groszy.
Trzeci maja, stacja benzynowa Orlenu w Mikołajkach – najtańsza benzyna bezołowiowa po 5,24 zł, a droższa, 98-oktanowa po 5,45 zł. To wcale nie ewenement. Podczas długiego weekendu ceny paliw w turystycznych częściach kraju – na Mazurach, Pomorzu czy Podhalu – niebezpiecznie zbliżyły się do kolejnej psychologicznej granicy – 5,5 zł za litr. – Tym razem na podwyżki nie miały wpływu ceny ropy naftowej na światowych rynkach, lecz wyższe marże samych stacji – tłumaczą analitycy. Ich właściciele postanowili po prostu lepiej zarobić na kierowcach, którzy pierwszą majówkę spędzali z dala od domu.
Jak w ostatnich dniach stacje wyśrubowały marże, najlepiej widać na przykładzie oleju napędowego. Wczoraj jego hurtowa cena w PKN Orlen wynosiła 4,76 zł brutto, podczas gdy na stacjach w wielu miastach przekraczała 5,1 zł. Dokładając do tego rabaty, jakie na zakup paliwa w hurcie mają niektóre sieci (nawet 10 – 15 gr na litrze), można przyjąć, że w skrajnych przypadkach podniosły marże na oleju napędowym do 50 gr. Znacznie mniejszy zarobek mają na benzynie, która w hurcie kosztuje obecnie 5,08 zł, a na stacjach około 5,15 zł.
De facto zatem różnice w cenie pomiędzy benzyną a olejem napędowym liczy się obecnie najwyżej w kilkunastu groszach. Tymczasem w hurcie dzielą je już 32 gr, podczas gdy w połowie kwietnia było to 19 gr, a dokładnie miesiąc temu – 15 gr. Innymi słowy, choć cena hurtowa ON spada, i to znacznie poniżej 5 zł, na większości stacji nadal utrzymuje się powyżej tej granicy i bardzo blisko benzyny 95. Same koncerny naftowe twierdzą, że to nic dziwnego, bo przecież ceny reguluje sam rynek i nie można zmusić stacji do obniżenia marż na ON. Nieoficjalnie jednak przyznają – skoro klienci przyzwyczaili się do piątki na początku ceny każdego paliwa, to po co obniżać jego cenę?