Są szanse, że przychody z prywatyzacji w tym roku wyniosą 15 mld zł, czyli tyle, ile zakłada resort skarbu - uważają eksperci, z którymi rozmawiała PAP. Stanisław Gomułka z BCC oraz Ireneusz Jabłoński z Centrum im. A.Smitha mówią, że nie jest to ambitny plan.

Od początku tego roku do końca marca przychody z prywatyzacji wyniosły ponad 1 mld 595 mln zł.

Główny ekonomista BCC prof. Stanisław Gomułka uważa, że uzyskanie z prywatyzacji w tym roku 15 mld zł jest możliwe. "Kwota ta nie jest specjalnie ambitnym celem. Bardzo wiele zależy od decyzji politycznej, bo ona jest ważniejsza od okoliczności rynkowych" - zaznaczył.

Podkreślił, że planowane wpływy z prywatyzacji zawsze są niepewne, bo nie wszystkie transakcje muszą dojść do skutku."Jest kilka dużych firm - takich jak PKO BP czy PZU, notowanych na Giełdzie Papierów Wartościowych, w których sprzedaż pakietów Skarbu Państwa jest praktycznie możliwa w każdej chwili. Wycena tych firm jest wysoka, wszystko zależy od woli politycznej. Są więc okoliczności rynkowe, sprzyjające uzyskaniu dużych dochodów przez Skarb Państwa" - ocenił.30 czerwca na giełdzie ma zadebiutować Jastrzębska Spółka Węglowa, a w drugiej połowie września ma dojść do wtórnej oferty publicznej akcji PKO BP.

W resorcie są przygotowywane również oferty publiczne: Banku Gospodarki Żywnościowej i Polskiego Holdingu Nieruchomościowego.

Gomułka pytany, czy któraś z ofert czy procesów prywatyzacyjnych może być zagrożona, odparł: "w Polsce o prywatyzacji decyduje rząd, w tym minister skarbu, a nie związkowcy. Potencjalnemu inwestorowi zawsze zależało na rozwiązaniu, które ma akceptację strony społecznej i pracowników.

To rzeczywiście jest okoliczność, która może wpłynąć nie tyle na ostateczną prywatyzację, ile na jej termin. Byłoby nierozsądne ze strony załóg blokowanie jakichkolwiek prywatyzacji" - powiedział."Chodzi przecież o to, by znalazł się inwestor branżowy z prawdziwego zdarzenia, o środki inwestycyjne, o oderwanie przedsiębiorstwa od wpływów politycznych. To leży w interesie długofalowym każdej załogi" - dodał główny ekonomista BCC.Również Ireneusz Jabłoński z Centrum im. Adama Smitha ocenił, że planowana kwota z prywatyzacji w wysokości 15 mld zł nie jest zagrożona. "Jest ona niższa od tego, co udało się uzyskać w ubiegłym roku (18,4 mld zł - PAP).

Zatem możliwości praktyczne i techniczne do osiągnięcia wpływów są. Nawet mogą znacznie przewyższyć 15 mld zł" - powiedział.Według Jabłońskiego, tegoroczne przychody z prywatyzacji mogą wynieść nawet 25 mld zł pod warunkiem, że Skarb Państwa sprzeda akcje dwóch największych swoich spółek, czyli PKO BP i PZU, zachowując w nich pakiet kontrolny."Jeśli tego nie zrobi, to znaczne przekroczenie zakładanego poziomu może być trudne do osiągnięcia. Natomiast sama kwota bazowa wydaje się realna - jeżeli nie nastąpią istotne, niekorzystne zmiany natury politycznej" - powiedział.

Jabłoński zaznaczył, że rząd ostrożnie planuje tegoroczne przychody z dwóch powodów: "po pierwsze - nastąpiło już pewne nasycenie dużymi inwestycjami na polskim rynku, a potencjalni inwestorzy są nad wyraz ostrożni. Drugi element to ostrożność rządu przy sprzedaży spółek posiadających de facto kluczową, czy wręcz strategiczną pozycję rynkową, przedsiębiorstwom państwowym z innych krajów".

Jego zdaniem, planowane na ten rok przez resort skarbu oferty publiczne nie są zagrożone. "Jeżeli nie będzie istotnych zaburzeń natury politycznej, co w roku wyborczym może się zdarzyć, to czynniki techniczne i rynkowe raczej nie stwarzają szczególnego zagrożenia dla ofert publicznych" - ocenił Jabłoński.