Pół miliona dorosłych Polaków wydaje pieniądze na naukę tańca. Rynek jest wart około miliarda złotych rocznie.
Egurrola Dance Studio, czyli warszawska sieć szkół tańca prowadzona przez znanego z programów TVN Agustina Egurrolę, w ciągu 5 lat rozrosła się do sześciu oddziałów, w których rocznie uczy się tańczyć ponad 10 tysięcy osób. Łódzka szkoła Lilla House swój model biznesowy sprzedaje na zasadzie franczyzy i już ma oprócz centrali pięć oddziałów. Rynek jest na tyle obiecujący, że do Polski weszła już niemiecka szkoła Crea-Dance, a w kolejce czekają słynne amerykańskie sieci – Arthur Murray oraz Fred Astaire Dance Studio.
– Szum medialny na punkcie tańca napędzany telewizyjnymi show już się kończy, ale w międzyczasie w Polakach obudziła się prawdziwa pasja. I coraz więcej osób w nią inwestuje – mówi Maciej Zakliczyński, znany choreograf i tancerz oraz redaktor naczelny magazynu „Place for Dance”.

Rosną sieci tańca

A inwestycja taka wcale nie jest mała. Miesięczny kurs to wydatek co najmniej 100 – 150 złotych. Do tego dochodzą specjalne obuwie i ubrania. – Mimo to z badania, jakie zleciliśmy, wynika, że blisko 0,5 mln Polaków powyżej 17. roku życia tańczy zawodowo lub uczy się tańca. Dodatkowo taniec jest też coraz popularniejszy wśród dzieci i młodzieży – mówi Anna Garwolińska, wydawca „Place for Dance”.
Tak więc na samych tylko opłatach studia tańca zarabiają około miliarda złotych rocznie. Nic więc dziwnego, że do Polski weszła w ubiegłym roku niemiecka sieć Crea-Dance, która na całym świecie ma blisko 2500 oddziałów, a u nas działa w Olsztynie jako Centrum Tańca Wasilewski – Felska.

Pomysł na biznes

Licencja franczyzowa od Lilla House to wydatek 15 tys. zł. W zamian dostaje się nie tylko markę, promocję i pomoc konsultanta, ale także szkolenia dla menedżerów oraz dla instruktorów tańca oraz pomoc w ich zatrudnieniu. Kolejnych kilkadziesiąt tysięcy złotych to koszt wyposażenia szkoły. Choć to spora inwestycja, chętnych nie brakuje. – Właśnie prowadzimy rozmowy z przedsiębiorcami z Nysy, Mielca i Kalisza – mówi Przemysław Litwin, dyrektor sieci szkół. Klientów przyciągają nie tylko dzięki reklamom czy znanym nazwiskom – gros nowych szkół założyli jurorzy lub tancerze z telewizyjnych programów. Coraz więcej studiów wchodzi w barterowe umowy z kinami (darmowy voucher przy zakupie biletu) czy portalami zakupów grupowych (tu kupony na kursy bywają tańsze nawet o połowę).

Szafa pełna akcesoriów

Obok rynku samych szkół tańca bardzo prężnie rozwija się też rynek akcesoriów tanecznych. Sklepy ze specjalnym obuwiem, z sukienkami i frakami są dziś już praktycznie w każdym większym mieście. – Taniec wciąga i uczniowie szybko odkrywają, że bez porządnych akcesoriów, w zależności od stylu: baletek, napalcówek, nakładek na obcasy czy szczotek, ciężko jest kontynuować. Nie oszczędzają i szukają dobrych artykułów – mówi Anna Garwolińska. Na tym szkoły tańca też już potrafią zarobić. Egurrola Dance Studio otworzyło nawet swój własny sklep internetowy – damskie pantofle do tanga kosztują w nim ponad 200 zł.