Znacznie wzrosły oczekiwania inflacyjne osób prywatnych, co przełoży się na presję płacową. Dla Rady Polityki Pieniężnej to kolejny argument za podwyżką stóp procentowych.
Badane przez Narodowy Bank Polski osoby prywatne stwierdziły w marcu, że stopa inflacji w ciągu najbliższych dwunastu miesięcy wyniesie 4,6 proc. W porównaniu z lutym prognoza ta wzrosła aż o 1,4 pkt. proc. – wynika z danych zaprezentowanych w czwartek przez NBP. – To bardzo ważny sygnał dla Rady Polityki Pieniężnej. Polacy będą chcieli zrekompensować sobie wzrost cen wyższymi płacami. Na pracodawców zaczną się naciski – ocenia Cezary Chrapek, analityk Pionu Skarbu Citi Handlowego. Poza tym takie prognozy mogą stanowić impuls dla producentów do podwyżek cen.
W tej sytuacji zwiększa się prawdopodobieństwo podwyżki stóp procentowych już na najbliższym, przyszłotygodniowym posiedzeniu RPP, które odbędzie się 5 – 6 kwietnia. Dodatkowym wsparciem do podjęcia tej decyzji może być ruch Europejskiego Banku Centralnego, który zapowiedział zacieśnianie polityki monetarnej w krajach Unii. Spodziewane jest, że także EBC podniesie stopy, i to już w przyszłym tygodniu, na posiedzeniu 7 kwietnia. Przemawia za tym większa od oczekiwanej inflacja w strefie euro. Jak podał wczoraj Eurostat, w marcu wyniosła ona licząc rok do roku 2,6 proc. Analitycy szacowali wzrost cen na poziomie 2,4 proc.
Jeśli EBC podwyższy stopy, a my nie, to mogłoby nastąpić osłabienie złotego.
Ekonomiści twierdzą, że podwyżki zarówno w Polsce, jak i w Eurolandzie nie powinny być wyższe niż 0,25 pkt. proc.
NBP podał też wczoraj dane o bilansie płatniczym za czwarty kwartał 2010 r. Ujemne saldo na rachunku bieżącym wyniosło niemal 5,3 mld euro. W całym 2010 r. – prawie 12 mld euro. To o 78 proc. więcej niż w 2009 r. Na ten wzrost wpływ miała zdecydowanie wyższa niż przed rokiem konsumpcja, która przyspieszyła w czwartym kwartale z powodu planowanej podwyżki VAT. Polacy dużo kupowali, a wiele z nabywanych przez nich dóbr pochodziło z importu.
NBP nie dokonał wczoraj publikacji rewizji danych. Ekonomiści najbardziej czekali na korektę tzw. rachunku błędów i opuszczeń w bilansie płatniczym, bo potencjalnie może ona obniżyć nominalną wartość PKB za 2010 r. Nawet o 1 pkt proc. A wówczas zagrożona mogłaby być relacja długu do PKB, który mógłby otrzeć się o granicę 55 proc. – Ryzyko nie jest duże, ale istnieje – mówi Cezary Chrapek. Jednak na ostateczne dane musimy zaczekać do czerwca, bo wówczas NBP planuje przeprowadzić korektę.