W Polsce trzeba stworzyć normy prawne zachęcające do długoterminowego oszczędzania, w tym na cele mieszkaniowe – apelują bankowcy. Inaczej będzie trudno o kredyty hipoteczne.
Polskie banki mają mniej środków na kredyty niż instytucje finansowe w krajach zachodniej Europy. – Ich fundusze, którymi mierzy się zdolność do finansowania gospodarki, wynoszą około 75 proc. PKB. W wysoko rozwiniętych państwach UE jest to 150 – 200 proc. – mówi Krzysztof Pietraszkiewicz, prezes Związku Banków Polskich. W rezultacie w Polsce stosunek kredytów hipotecznych do PKB na koniec 2010 r. wynosił 19 proc. I choć przez rok wzrósł o 2,16 pkt proc., to i tak znajdujemy się w ogonie Unii Europejskiej.
Słabiej od nas wypadają Rumuni, Bułgarzy, Słoweńcy, Węgrzy i Słowacy – policzył Open Finance. Rekordzistką w UE jest Dania, gdzie zadłużenie z tytułu należności hipotecznych wynosi niemal 116 proc. PKB. – Unia dzieli się na starą i młodą. Polska i państwa z naszego regionu późno wystartowały z finansowaniem mieszkań kredytami hipotecznymi. W latach 2005 – 2008 było widać przyspieszenie, ale potem nastąpiło wyhamowanie z powodu kryzysu – mówi Maciej Krasoń, analityk Open Finance.
Jednak sytuacja może się zmienić, jako że nowe regulacje ostrożnościowe – opracowywane przez tzw. Komitet Bazylejski – nakładają na banki dodatkowe wymagania. Zgodnie z nimi nie mogą one finansować długoterminowych kredytów krótkimi depozytami – np. rocznymi. Dlatego w Polsce trzeba stworzyć normy prawne zachęcające do długoterminowego oszczędzania, w tym na cele mieszkaniowe.
Jedną z możliwych zmian byłaby np. taka modyfikacja przepisów podatkowych, dzięki której osoby decydujące się na długoterminowe oszczędzanie na mieszkanie otrzymywałyby ulgę podatkową. Tak działają systemy kas oszczędnościowych w Niemczech, Austrii, Słowacji, Czechach i na Węgrzech. Później państwo dopłaca jeszcze premię.
Wprawdzie w Polsce były już kasy mieszkaniowe, jednak ze względu na niewielką popularność i wysokie koszty dla budżetu zostały zlikwidowane. Ministerstwo Finansów nie chce się także zgodzić na ulgi na długoterminowe oszczędzanie. Jego przedstawiciele twierdzą, że ich wprowadzenie oznaczałoby koniecznośc podwyżki innych podatków.
Sytuację poprawiłoby także stworzenie funduszu gwarancyjnego, który udzielałby poręczeń klientom zaciągającym kredyty. Dzięki temu mogłyby one być tańsze. Taki fundusz działa od lat np. w Finlandii.
Dodatkowym elementem, który pomoże rynkowi, będzie bogacenie się społeczeństwa. Na Zachodzie często nowe mieszkania kupuje się pod zastaw starych, już posiadanych. – Ale refinansowanie na szeroką skalę dostępne będzie dopiero dla naszych dzieci, gdy odziedziczą mieszkania po nas lub naszych rodzicach – mówi Maciej Krasoń.
Sytuację na rynku mieszkaniowym poprawiłoby także powstanie funduszy inwestycyjnych, które obecne są w rozwiniętych krajach Unii Europejskiej, a które zarabiają na budowie mieszkań. Stawiają one domy, które potem wynajmują. Takie mieszkania są nieco tańsze, bo fundusz ma ułatwiony dostęp do finansowania, poza tym nie narzuca tak wysokich marż jak deweloperzy. Najemca po latach staje się właścicielem mieszkania.
Sytuację na polskim rynku poprawiłby także rozwój listów zastawnych – czyli obligacji emitowanych pod zastaw wpływów z kredytów hipotecznych. Na Zachodzie cieszą się dużą popularnością, tymczasem w naszym kraju ten rynek jest niewielki. Jednym z powodów jest to, że te papiery mogą emitować jedynie banki specjalizujące się w kredytach hipotecznych, tymczasem większość pożyczek na mieszkania udzielana jest w naszym kraju przez instytucje uniwersalne.