Cena baryłki ropy Brent wzrośnie dziś do 120 dolarów z powodu interwencji w Libii. Tak przynajmniej prognozują analitycy cytowani przez Agencję Reutera.
W piątek, kiedy jeszcze wydawało się, że Kaddafi będzie przestrzegał warunków rozejmu i zapobiegnie bombardowaniom swojego kraju, za baryłkę płacono prawie 114 dolarów.
Zdaniem analityka domu maklerskiego Commodity Broking Services Jonathana Barratta inwestorzy już w znacznym stopniu wkalkulowali wydarzenia w Libii w kurs paliw i wzrost notowań powyżej 120 dol. tylko z tego powodu jest mało prawdopodobny. Inwestorzy z większym zaniepokojeniem śledzą rozwój wypadków w Bahrajnie, który znajduje się zaledwie 100 km od największych pól wydobywczych świata wokół saudyjskiego miasta Dhahran. Obawiają się, że z tego powodu może dojść do otwartego konfliktu między Iranem i Arabią Saudyjską, czołowymi eksporterami ropy na świecie.
Mimo nalotów wczoraj notowania giełd w krajach Zatoki Perskiej pięły się w górę. – Inwestorzy wycofują się z Afryki Północnej i przerzucają aktywa do Arabii Saudyjskiej i Zjednoczonych Emiratów Arabskich, uznając, że jest to bezpieczny azyl dla regionu – uważa Akber Naqvi, szef funduszu inwestycyjnego Am Masah Capital w Dubaju.
Rynki pozytywnie zareagowały także na decyzję króla Arabii Saudyjskiej Abdullaha o przeznaczeniu kolejnych 93 mld dol. na zwiększenie subwencji socjalnych. Indeks saudyjskiej giełdy wzrósł o 4,7 proc., a katarskiej o 2 proc.
Analitycy nie spodziewają się w poniedziałek znaczącego spadku notowań giełdy w Nowym Jorku z powodu libijskiego konfliktu. W piątek, jeszcze przed pierwszymi informacjami o nalotach, Dow Jones zyskał zaledwie 0,7 pkt proc.
W kontekście libijskim niepokojąca jest informacja o wycofaniu poparcia dla interwencji ze strony Ligi Arabskiej. Jej szef Amr Musa oświadczył, że gdy liga wezwała do stworzenia strefy zakazu lotów nad Libią, nie chciała, aby Zachód dokonywał ataków wojskowych godzących w cywilią.
Równie niepokojące są informacje napływające z Syrii. Jedna osoba zginęła, a ponad 100 zostało rannych wczoraj w mieście Dara, na południu kraju, gdy siły bezpieczeństwa ostrzelały wielotysięczny tłum demonstrantów i użyły gazu łzawiącego. Była to kolejna antyrządowa manifestacja w Darze w ostatnich dniach. Aby uspokoić nastroje, władze ogłosiły, że zwolnią z aresztu uczniów aresztowanych w marcu za wypisywanie na ścianach budynków w Darze prodemokratycznych haseł. Autorytarny prezydent Syrii Asad, który 11 lat temu przejął władzę po swym ojcu, odrzuca apele o swobody polityczne.