Eksplozja nuklearna jest niemożliwa. Nawet jeżeli wszystkie zabezpieczenia zawiodą. Paliwo w Fukushimie po prostu nie zostało wystarczająco wzbogacone.
– Sugestie o możliwym wybuchu nuklearnym są bezzasadne i niepoparte naukowymi faktami – uważa Richard Wakeford z Dalton Nuclear Institute przy Uniwersytecie Manchesterskim. Powtórki Czarnobyla nie będzie.

Eksplozja jądrowa? Nie

Nawet w kwietniu 1986 roku, podczas katastrofy w radzieckiej elektrowni jądrowej w Czarnobylu, najgorszej w historii energetyki jądrowej, nie doszło do eksplozji jądrowej. Nastąpiło natomiast rozszczepienie jądra atomu w rdzeniu, które szybko podniosło temperaturę i ciśnienie, powodując potężną eksplozję konwencjonalną. Rozniosła ona wysoce radioaktywne materiały na przestrzeni tysięcy kilometrów kwadratowych.
Taki sam scenariusz nie jest możliwy w Fukushimie, ponieważ tamtejsze reaktory zostały zaprojektowane zupełnie inaczej niż radzieckie. Radziecki reaktor RMBK wciąż generował energię po wybuchu. Japońskie reaktory zostały wyłączone po piątkowym trzęsieniu ziemi.
Jednak John Gittus, ekspert od ryzyka nuklearnego na Uniwersytecie Swansea w Walii, szacuje, że istnieje jeden procent szans na podobną katastrofę radiologiczną w reaktorze numer dwa w Fukushimie. Tam pręty paliwowe pozostały odsłonięte pomimo wysiłków operatora, by je zakryć, wpompowując wystarczającą ilość morskiej wody.
W najgorszym przypadku, przekonuje Gittus, pręty paliwowe w rdzeniu stopią się, naruszając zbiornik ciśnieniowy reaktora, a potem łamiąc betonowe i stalowe zabezpieczenia wokół niego. To mogłoby doprowadzić do potężnego wycieku materiałów radioaktywnych do atmosfery.
– Prawdopodobieństwo, że tak się stanie, jest jak jeden do stu – powiedział. – Jeżeli jednak do tego dojdzie, najbardziej prawdopodobnym efektem będzie śmierć kilkudziesięciu ludzi z powodu radioaktywnego zatrucia i skażenie dużych obszarów ziemi – dodał.

Scenariusz realny

Inżynierom udaje się przezwyciężyć problemy z zaworami i utrzymać dopływ morskiej wody zatapiającej pręty paliwowe w reaktorze numer dwa. Oznacza to oddalenie ryzyka stopienia się rdzenia, którego skutków świat się obawia.
Nie oznacza to jednak końca radioaktywnej emisji z Fukushimy. Elementy paliwowe wciąż będą generować duże ilości ciepła, a co za tym idzie pary. Operator elektrowni będzie musiał wypuścić tę parę z reaktora, by zapobiec niebezpiecznemu narastaniu ciśnienia. To w nieunikniony sposób spowoduje dalszą emisję radioaktywną, podobną do tej, która miała miejsce przez ostatnie trzy dni.
Wypuszczanie pary może być niezbędne przez tygodnie lub nawet miesiące, w czasie kiedy rdzeń będzie schładzany. Przedłużona emisja nawet niskich poziomów promieniowania radioaktywnego – nieco powyżej naturalnego poziomu – może wystraszyć wielu ludzi bez względu na uspokajające komunikaty ze strony władz. Trudno będzie ich wtedy przekonać, by wrócili w okolice Fukushimy.

Scenariusz optymistyczny

Niektórzy eksperci mówią, że schłodzenie może odbyć się szybciej, co pozwoliłoby operatorowi zakończyć radioaktywną emisję w ciągu kilku dni. Wtedy ludność mogłaby wrócić do domów, nie obawiając się dalszych alarmów. Władze i tak czeka jednak gigantyczne zadanie posprzątania po katastrofie. Zalanie reaktorów morską wodą skoroduje je do takiego stopnia, że mogą nie nadawać się już do ponownego użytku.