Na dwóch brukselskich szczytach 11 i 24 marca zapadną kluczowe dla strefy euro decyzje: czy przyjąć zaproponowany przez Niemcy i Francję pakt stabilności. Zakłada on ściślejszą koordynację polityki gospodarczej, równanie stawek CIT i wydłużenie wieku emerytalnego. Polska na pierwszy szczyt nikogo nie wysyła. Eksperci twierdzą, że to błąd.
Najpierw 11 marca spotkają się liderzy krajów Eurolandu. Sami nie mogą podjąć ostatecznych kroków, bo planowana reforma niesie konieczność renegocjacji unijnych traktatów, a do tego jest potrzebna zgoda całej „27”. Dlatego ostateczny kształt zmian poznamy dopiero 24 marca podczas brukselskiego spotkania wszystkich państw wspólnoty, w tym Polski.
Wiceminister spraw zagranicznych Mikołaj Dowgielewicz zapewnia, że spotkanie 11 marca ma charakter nieformalny, a decyzje zapadną dwa tygodnie później. Dodaje też, że od przewodniczącego Rady Europejskiej Hermana van Rompuyema ma zapewnienie, iż najbliższy szczyt tylko w gronie liderów Eurolandu ma charakter jednorazowy.
Mniej optymistyczny jest europoseł Jacek Saryusz-Wolski. – Lepiej, gdybyśmy tam byli, ale skoro nie, to będziemy postulować, by podobne spotkania uwzględniały państwa spoza euro – mówi.
Politolog Grzegorz Kostrzewa-Zorbas uważa, że państwa Eurolandu nie zaprosiły Polski, bo widzą, że nie mamy przekonującej ścieżki dojścia do euro. Uważa też, że decyzje, które zapadną 11 marca, będą uzgodnieniami politycznymi, które 24 tylko nabiorą charakteru formalnego.
11 marca będzie omawiana jedna z kluczowych dla UE kwestii – tzw. pakt konkurencyjności. To cena, jaką największe unijne gospodarki wyznaczyły za swoje poparcie dla utworzenia stałego Europejskiego Mechanizmu Stabilizacyjnego, który po 2013 roku ma być wyposażony w ok. 500 mld euro. To pieniądze na korzystnie oprocentowane pożyczki dla tych krajów strefy euro, które w przyszłości doświadczą podobnych problemów z budżetową płynnością, jak dziś Grecja, Irlandia czy Portugalia.
Najważniejsze elementy francusko-niemieckiej propozycji to m.in. ściślejsza koordynacja polityk gospodarczych krajów Eurolandu. Niemcy chcą też, by kraje strefy euro wpisały do swoich konstytucji podobne do ich własnej kotwice zadłużeniowe (od 2016 roku niemiecki rząd będzie mógł zadłużać się o więcej niż 0,35 proc. PKB). Ta propozycja trafiła na ogromne opory w wielu stolicach i prawdopodobnie zostanie zarzucona. Propozycje dotyczące podwyższenia wieku emerytalnego czy ujednolicania podatków też budzą wiele kontrowersji, zwłaszcza w Grecji i Irlandii.
Niemcy zapowiadają na szczycie twardą walkę. Wiadomo już, że 17 marca – równo pomiędzy obydwoma szczytami – niemiecki parlament przyjmie uchwałę zabraniającą rządowi Merkel wyrażenia zgody na rozwiązania, na których szczególnie zależy południu Europy.
– Nie godzimy się na dalsze wykupywanie niepewnych papierów skarbowych zadłużonych krajów przez Europejski Bank Centralny i odrzucamy propozycję euroobligacji – mówił w środę w Bundestagu wiceprzewodniczący rządzącej CDU ds. gospodarczych Michael Meister.
Kanclerz Merkel będzie musiała się liczyć z tym stanowiskiem, bo nakazuje jej to orzeczenie trybunału konstytucyjnego z 2009 roku. Francuzi będą prawdopodobnie stali po ich stronie.