PKO BP wprowadził na początku roku książeczkę mieszkaniową połączoną z inwestowaniem w fundusze. W ślad za nim poszedł Home Broker.
W przypadku PKO BP zgromadzone pieniądze dzielone są na dwie części. Jedna ulokowana w depozyty o stałym oprocentowaniu w zależności od zgromadzonej sumy na 4 – 4,5 proc. Za pozostałą kwotę kupowane są jednostki uczestnictwa jednego z czterech funduszy inwestycyjnych PKO. W zależności od wpłacanej kwoty i akceptacji poziomu ryzyka klient wybiera portfel zbudowany z funduszy akcyjnych, obligacyjnych bądź bardziej stabilny, lokujący środki w obligacje skarbowe i papiery dłużne.
– Wprowadzając do ofert książeczki mieszkaniowe, liczymy, że ponownie uda nam się zainteresować klientów tą formą oszczędzania – mówi Artur Smolarczyk z PKO BP. Bank gwarantuje, że tym klientom, którzy zdecydują się na oszczędzanie za pośrednictwem książeczki , w przyszłości przedstawi promocyjne warunki kredytu.
W Home Brokerze całość środków z książeczki lokowana jest w fundusze, a czas inwestycji to 10 lat.
– To długoterminowy plan oszczędzania. Klient inwestuje, mając do wyboru szeroki wachlarz funduszy z możliwością ich bezpłatnej zmiany – mówi Aleksandra Łukasiewicz z Home Brokera. Do wyboru są różne rodzaje inwestycji, m.in. w akacje i w obligacje.
O ile w przypadku PKO BP minimalna miesięczna wpłata wynosi 400 zł, o tyle w Home Broker to 200 zł. Doradcy wyliczają, że inwestując miesięcznie 300 zł, po 10 latach można uzbierać ponad 144 tys. zł, a roczny zysk w zależności od rodzaju inwestycji wynosić będzie 8-10 proc.
Analitycy nie wróżą tej ofercie sukcesu. Ich zdaniem to wciąż ten sam produkt, czyli fundusze inwestycyjne, opakowane jedynie w nową nazwę. – Zła sława, którą książeczki mieszkaniowe zyskały w latach 90., może zniechęcać klientów – mówi Marcin Krasoń z Open Finance. Przypomina, jak wiele osób miało problem, bo okazywało się, że ich oszczędności wystarczą na zakup zaledwie kilku metrów mieszkania.