Salony otworzyły u nas już m.in. Bentley, Aston Martin, Rolex czy Boucheron. Wkrótce, licząc na zyski, pojawią się Louis Vuitton oraz Maserati. Choć Polska nie jest dla producentów ekskluzywnych towarów równie obiecującym rynkiem, co Chiny, Brazylia czy Rosja, dostrzegają oni nasze bogacenie się: liczba osób zamożnych przekroczyła już 600 tysięcy.
W ciągu ostatniego roku salony w Polsce otworzyły takie luksusowe marki, jak Bentley, Aston Martin, Ferrari, Tod's, Rolex i Boucheron. Wkrótce pojawią się m.in. Louis Vuitton i Maserati. Liczą na szybko rosnącą grupę zamożnych Polaków, którzy dotąd kupowali przeważnie za granicą albo zadowalali się podróbkami odzieży czy zegarków. Perspektywy naszego rynku są jednak niczym wobec Chin, które stały się dla producentów towarów z najwyższej półki prawdziwym eldorado.
Czarny jak smoła gmach, który wyrósł na ulicy Brackiej w Warszawie, będzie pierwszym w naszym kraju superekskluzywnym centrum handlowym. Według wciąż nieoficjalnych informacji ma tu zostać wkrótce otwarty sklep firmy LV, najczęściej podrabianej marki w historii. Wraz z Vuittonem pojawią się i inne z 50 marek należących do koncernu LVMH, m.in. Givenchy, Kenzo, Christian Dior czy Fendi.

Wychodzimy z zaścianka

Inwestycja na Brackiej śmiało może być już symbolem polskiego luksusu, opóźniona o długie lata, najpierw przez protesty okolicznych mieszkańców, którym nowy gmach zasłaniał słońce, a potem przez kryzys ekonomiczny. Podobnie opóźniło się wejście na nasz rynek luksusowych marek. Tylko połowa jest obecna w Polsce, i to głównie w stolicy. W branży odzieżowej – ledwie jedna trzecia. Wciąż nie ma u nas takich firm, jak Tiffany, Gucci czy Prada. Kiedy w 2007 r. na warszawskim Nowym Świecie otworzył podwoje pierwszy sklep Armaniego, można w nim było kupić tylko produkty z serii Emporio Armani, która jest dużo tańsza i mniej prestiżowa niż Giorgio Armani.
Światowe ikony luksusu do niedawna omijały nas szerokim łukiem. Wolały otwierać salony w Moskwie, gdzie szczególnym powodzeniem cieszy się krzykliwy i epatujący ozdobami Versace, a nawet w Pradze. Głównym powodem takiej sytuacji jest mniejsza zamożność Polaków niż Czechów, ale i zdecydowanie skromniejsza liczba przedstawicieli górnej półki wśród bogaczy niż np. w Rosji czy nawet na Ukrainie. Istotny jest też brak dobrych lokalizacji na ekskluzywne butiki. Światowe marki luksusowe na ogół nie otwierają salonów w centrach handlowych, a wybierają takie ulice jak Piąta Aleja w Nowym Jorku. – W Warszawie za takie okno wystawowe uchodzi Nowy Świat. Nie wyobrażam sobie jednak Tiffany’ego obok solarium czy restauracji szybkiego żywienia. A czynsze osiągnęły już poziom światowy – zaznacza przedstawiciel jednego z eleganckich multibrandowych butików. W Polsce to głównie one kierują ofertę do ludzi bardzo bogatych. Do niektórych, takich jak najstarszy w Warszawie Le Boutique Suisse, wpuszcza portier po naciśnięciu dzwonka przy drzwiach.
Nie tylko wielkość oferty ma znaczenie. Dostępny w Polsce luksus jest o co najmniej kilkadziesiąt procent droższy niż za granicą. Punktów sprzedaży jest mało, konkurencja słaba, więc normą są wysokie marże. Wyższe ceny sprawiają, że klienci wolą jechać do Paryża, Londynu czy Berlina. Mniejsze zainteresowanie w Polsce skutkuje wyższymi cenami. I tak koło się zamyka. Sprzedawcy luksusowych towarów zwracają jeszcze uwagę na snobizm. „Kupiłam tę suknię w Paryżu” – brzmi znacznie lepiej niż: „Kupiłam tę suknię na Nowym Świecie”. Liczy się też anonimowość, której nie mogą zagwarantować nieliczne punkty sprzedaży w kraju. W latach 90. właściciel fabryki w małej miejscowości niebacznie zlecił przelew za pośrednictwem oddziału banku spółdzielczego. Tego samego dnia już całe miasto huczało, za ile to kapitalista kupuje sobie jaguara.
Z badań firmy doradczej KPMG wynika co prawda, że tylko 10 proc. osób zamożnych kupuje wyłącznie za granicą, ale są to na ogół te z najgrubszymi portfelami.

To już koniec recesji

Perspektywy polskiego rynku są jednak bardzo obiecujące i to jest główny powód, dla którego po latach posuchy czeka nas wysyp światowych marek. Liczba osób zamożnych według KPMG to osoby zarabiające co najmniej 7,1 tys. zł brutto miesięcznie, wynosi już 600 tys. Wydały one w ubiegłym roku blisko 30 mld zł (średnio 13 proc. dochodów) na luksus, a kwota ta powinna się powiększać co roku o co najmniej kilka procent. Szczególnie szybko mają rosnąć wydatki na ekskluzywną odzież i obuwie.
Wyliczenia objęte są sporym marginesem błędu, ponieważ luksus jest pojęciem względnym. Polacy zaliczają doń takie marki, jak... Adidas i Puma. Z drugiej strony, jak podkreśla partner w KPMG Andrzej Marczak, dla najzamożniejszych marką masową będzie Mercedes, a nawet Porsche, i będą woleli kupić robionego na zamówienie Bentleya czy limitowaną edycję Aston Martina lub Bugatti. Z kolei nawet superluksusowy jacht należący do któregoś z najbogatszych Polaków będzie wyglądał jak łupinka przy zacumowanym obok wartym 200 mln dol. pływającym pałacu rosyjskiego oligarchy Romana Abramowicza.
Choć tacy ludzie, jak Abramowicz czy Jan Kulczyk, nawet w kłopotach finansowych nie ograniczają wydatków osobistych, ludzie mniej od nich zamożni robią to w sposób radykalny. W efekcie ostatni kryzys dotknął branżę luksusową szczególnie dotkliwie. Sprzedaż wyrobów jubilerskich spadła aż o 18 proc. Firma Sunseeker International, która produkuje jachty występujące w serii filmów o przygodach Jamesa Bonda, musiała zmniejszyć produkcję o połowę. Z rynku zniknęły takie marki, jak Mariella Burani, Christian Lacroix i Escada. W kłopoty wpadły Prada i Dolce & Gabbana zmuszone do obniżki cen. Zwykle tak desperacki krok oznacza wypadnięcie z kręgu luksusu. By należeć do grupy wyjątkowych, robi się często ruch odwrotny, np. kilka lat temu Bulgari z dnia na dzień podniosło ceny dwukrotnie.
– Jesteśmy barometrem gospodarki. Pierwsi mamy kłopoty, gdy zwalnia, ale i pierwsi wychodzimy z kryzysu – mawiają przedstawiciele branży. Potwierdza to Andrzej Marczak z KPMG. Do marca 2009 roku indeksy spółek giełdowych z sektora dóbr luksusowych, np. Deutsche Boerse World Luxury czy Merrill Lynch Lifestyle, odnotowywały większe spadki niż pozostałe, ale potem rosły dwa razy szybciej.
Według amerykańskiej firmy konsultingowej Bain & Company rynek ekskluzywnej odzieży, perfum i akcesoriów wzrósł w ubiegłym roku o 10 proc. do około 170 mld euro (po spadku w 2009 r. o 8 proc.) i zbliżył się do poziomu sprzed kryzysu, a to głównie dzięki wydatkom bogacących się Chińczyków, Hindusów, Brazylijczyków czy Rosjan.
Patrizio Bertelli, dyrektor generalny mediolańskiego domu mody Prada, podniósł tegoroczną prognozę przychodów do 2 mld euro i zapowiedział wejście spółki na giełdę jeszcze w tym roku. Z kolei Tiffany ogłosił, że przyspiesza otwieranie nowych sklepów. Dwucyfrowe wzrosty sprzedaży zanotował koncern LVMH, a zwłaszcza jego szampan Moet & Chandon oraz zegarki Tag Heuer.
Odkuwają się też luksusowe marki obecne już w Polsce. Należąca do Jerzego Mazgaja spółka Paradise Group, prowadząca w Polsce butiki Burberry, Ermenegildo Zegna, Kenzo czy Emporio Armani, choć zakończyła rok z niewielką stratą, już notuje wzrosty sprzedaży. W salonach Ermenegildo Zegna, gdzie wykonanie garnituru na zamówienie kosztuje kilkanaście tysięcy złotych, liczba klientów w ubiegłym roku wzrosła o 10 proc., w Burberry aż o 30 proc. Nawet Emporio Armani po spadku sprzedaży o 15 proc. ma kilkuprocentowy wzrost. Jednak o prawdziwym sukcesie mogą mówić producenci samochodów, np. Porsche zanotował 76,6 proc. wzrostu, Land Rover – 38,5 proc., Jaguar – 30 proc. Boom na luksusowe terenówki wspierała zapowiedź likwidacji kratki. Na nie przypada połowa zakupów w segmencie premium, do którego zaliczają się m.in. BMW X5, Mercedes M i Volvo SC90. Rosnącym powodzeniem cieszą też marki superluksusowe. W ubiegłym roku sprzedano w Polsce dziesięć aut Bentley, średnio po milion złotych każde. – W tym roku planujemy podwojenie tego wyniku – deklaruje Piotr Jędrach, szef firmy w Polsce. Auta kupują głównie właściciele krajowych firm. Mogą liczyć na spełnienie różnych ekstrawagancji, jak dokładne dopasowanie koloru lakieru do barwy włosów właściciela.
Kiedy na początku poprzedniej dekady Ferrari robiło badania polskiego rynku, firma mogła się spodziewać, że sprzeda ledwie sześć sztuk rocznie, natomiast w sam sprzęt do serwisu na miejscu trzeba zainwestować miliony. Tymczasem Dante Cinque, szef otwartego w październiku ubiegłego roku salonu Ferrari, przyznał niedawno agencji Bloomberg, że ma klientów, którzy posiadają w garażu 10 aut tej marki. Większość odbiorców ma własne firmy lub pracuje w sektorach związanych z bankowością i nieruchomościami. Na salon Ferrari wybrano budynek dawnego domu partii. Otwarcie opóźniło się wiele miesięcy, bo obiekt wpisano na listę zabytków.
W najbliższych miesiącach rodzina Zasadów otworzy salon Maserati, bardzo prawdopodobne jest, że rok później pojawi się u nas Rolls-Royce.

Polski krezus nie świeci złotem

Wrzaskliwy luksus zdecydowanie wychodzi już z mody. Statystycznie polscy bogacze nie są tak rozrzutni i żądni poklasku jak kiedyś i eksperci zaczęli zaliczać ich do konsumentów typu anglosaskiego, którzy chcą elegancji i jakości. Oczywiście ludzie kupują superdrogie rzeczy, by się wyróżnić. Często pytają w butikach: „Czy ktoś już to kupił przede mną?”.
Jednym z pierwszych klientów Jaguara na początku lat 90. był Jerzy Urban. Zamówił dwa najdroższe modele, dla siebie i dla żony. Gdy dziennikarze domagali się potwierdzenia tej informacji, szef ówczesnego wyłącznego importera zadzwonił po zgodę do Urbana. – Czy mogę im mówić, że kupił pan dwa jaguary? – Mówić, mówić! – usłyszał w słuchawce. – Przecież po to kupiłem, aby o mnie wszyscy mówili.
Kiedy kilka lat temu dzwoniłem do słynącego z zamiłowania do ekskluzywnych samochodów byłego posła Samoobrony i potentata branży budowlanej Piotra Misztala, pytając o nowy nabytek, nie krył zdumienia. – Jak to, nie wiedział pan, że mam maybacha? Misztal sprowadził go z USA. Niedawno zapowiadał jednak zakup śmigłowca, bo polskie drogi wciąż nie pozwalają na szybką i komfortową jazdę.



To m.in. dlatego w ciągu 5 lat liczba prywatnych samolotów i helikopterów wzrosła w Polsce o jedną trzecią i wynosi już 800. Józef Wojciechowski, właściciel spółki deweloperskiej J.W. Construction, dysponuje samolotem Global Express za 50 mln dol. Najbogatsi Polacy latają własnymi maszynami do rezydencji nad Morzem Śródziemnym. Tylko na Sardynii domy kupili Jerzy Starak, Jan Kulczyk i Ryszard Krauze. Nieco mniej zamożni wolą nocleg np. w którymś z instalowanych w rewitalizowanych kamienicach hoteli braci Likusów (to oni stoją też za budową centrum handlowego Bracka), gdzie za nocleg płaci się od 800 zł.
W warszawskim salonie z wyrobami jubilerskimi Hermitage transakcje powyżej 100 tys. nie należą do rzadkości (średnia to 10 – 20 tys. zł), a najdroższa rzecz, którą może sprowadzić na specjalne zamówienie klienta, to zegarek Aeternitas Mega 5 marki Franck Muller. Jego cena to 6,5 mln zł. Bo też naprawdę luksusowych rzeczy nie kupuje się od ręki. Zdarzają się wyjątki. Kilka lat temu do La Boutique Suisse klient wbiegł w Wigilię, kiedy zamykano już sklep, i kupił pięć zegarków za łącznie ponad 400 tys. zł. – Na śmierć zapomniałem o prezentach – powiedział zziajany.
Jak mawia najbogatsza Polka Grażyna Kulczyk (majątek wart około 1,7 mld zł), nic tak nie poprawia nastroju jak witamina K, czyli kupowanie. Jej pasją jest sztuka, którą ozdabia m.in. swój luksusowy hotel w Starym Browarze w Poznaniu. Najbogatsi równie często co w butikach kupują na aukcjach. Mężczyźni wino (butelka nawet za kilkanaście tysięcy euro), stare samochody (po ponad sto tysięcy za sztukę), a także zegarki, pióra i książki. Panie wybierają biżuterię z katalogów znanych domów aukcyjnych, która ma swoją historię i należała do znanych osób.
Najbogatsi z bogatych udają się na odbywające się co roku w różnych miastach świata specjalne targi dla milionerów (Millionaire Fair). Na miejscu można kupić całą wyspę, złote jacuzzi, Rollce-Royce’a albo przynajmniej felgi z kryształami od Swarovskiego.

Pogoda nie tylko dla bogaczy

Kiedy komisja orlenowska przesłuchiwała Jolantę Kwaśniewską, tabloidy zainteresowały się jej zegarkiem Cartiera wartym około 30 tys. zł. Luksusowe produkty kupują nie tylko ludzie bardzo zamożni. Niektórzy pasjonaci ciułają przez lata na obiekt swych marzeń. „Wybierając Patka, kupujesz go na pokolenia” – brzmi hasło jednego z najbardziej ekskluzywnych producentów czasomierzy. Takie zegarki jak Patek, Vacheron Constantin, Royal Oak czy Audemars Piguet, to jedno z dóbr luksusowych obok np. obrazów czy wina, które można kupić i sprzedać po latach z zyskiem. Są dobrą lokatą kapitału.
Nie od dziś zresztą. Piotr Czarnowski, właściciel firmy First PR, wspomina, że na przełomie lat 80. i 90., kiedy szalała inflacja, a sklepy świeciły pustkami, oglądał w Szwajcarii fabrykę zegarków Vacheron Constantin. – Na moją uwagę, że z pewnością Polacy ich nie kupują, usłyszałem: wręcz przeciwnie. Dobry zegarek był formą oszczędności – mówi Czarnowski.
Potem w polskim luksusie nastała era podróbek. Nawet znani menedżerowie pozowali w kolorowych magazynach z czasomierzami kupionymi na nowojorskiej ulicy za 20 dol., a posłanka Jolanta Szczypińska chwaliła się torebką Coco Chanel za 50 zł. To zresztą nie tylko polski problem. Kilka lat temu amerykańską piosenkarkę Britney Spears przyłapano z podróbką torby Chanel, a tenisistkę Annę Kournikovą z fałszywką Louisa Vuittona. Nawet tak zamożne osoby nie mogą oprzeć się pokusie, by trochę zaoszczędzić. Na przykład oryginalna torebka Fendi ze skóry pytona zdobiona 24-karatowym złotem kosztuje 36 tys. dolarów.
Dużo trudniej podrobić ekskluzywne auta i elektronikę. Dominująca na rynku telefonów komórkowych Nokia stworzyła dla najbogatszych markę Vertu z urządzeniami za ponad 20 tys. zł. Mają przycisk Concierge – konsultant załatwi bilet lotniczy czy wyprowadzi psa na spacer. W Polsce sprzedaje się ich w ekskluzywnych butikach zwykle tylko kilka egzemplarzy miesięcznie. Producenci komórek co jakiś czas wypuszczają limitowane serie aparatów dostępnych w masowej sprzedaży, ale wzbogaconych o złote elementy czy zdobionych szlachetnymi kamieniami. W Polsce Samsung rzucił na rynek krótką serię sygnowaną nazwiskiem znanego projektanta ubrań Macieja Zienia i nafaszerowaną diamentami Swarovskiego. Telefon dostępny był tylko w atelier Zienia za 10 tys. zł sztuka.
Dla wielu osób luksus to konieczność. Bardzo bogaci ludzie nie muszą się afiszować. Wiadomo, kim są. Drobni biznesmeni często chcą szybko zbudować wiarygodność. Zegarek Casio na ręku może pozbawić intratnego kontraktu nawet dużego gracza. Wie to Krzysztof Klicki, założyciel i właściciel Grupy Kolporter, który kilka lat temu zainstalował w gabinecie olbrzymie akwarium z rekinem. Miał przypominać Klickiemu i pracownikom, że firma musi agresywnie walczyć o rynek, a u kontrahentów budzić respekt. Rekin jednak zdechł i zastąpiło go kilka mniej luksusowych piranii.

Nowi Chińczycy

Rozmowa dwóch nowych ruskich: – Witaj, Wołodia, zobacz, jaki świetny krawat kupiłem sobie w Paryżu za dwa tysiące dolarów. – Durak, mnie taki sam udało się kupić w Moskwie za pięć tysięcy.
To popularny niegdyś żart. Obecnie powinien się dorobić wersji chińskiej. To w Państwie Środka, a nie w Rosji są teraz prawdziwe konfitury. Według World Luxury Association rynek chiński był w 2009 r. wart 9,4 mld dol., a za pięć lat ma to być już 14,6 mld. W ubiegłym roku urósł o 30 proc., ratując wiele zachodnich marek z opresji. Mimo licznych podróbek to dzięki Chinom zeszłoroczne przychody LVMH były o 19 proc. wyższe i wyniosły łącznie 20,3 mld euro. Zysk operacyjny wzrósł o 29 proc. do 4,3 mld euro. Należący do koncernu Louis Vuitton zatrudnił niedawno Godfreya Gao, aktora i modela z Tajwanu, jako pierwszą azjatycką twarz domu mody. Luksus ma coraz bardziej skośne oczy.
Najdroższe wśród luksusowych
Dom
Rezydencja Antilla z Bombaju wyceniana na miliard dolarów. To 27-piętrowa wieża o powierzchni aż 3,7 tysiąca metrów kwadratowych, w której każda kondygnacja ma niepowtarzalny wygląd. Budynek należący do indyjskich biznesmenów Mukesha i Nity Ambani jest obsługiwany przez 600 służących. Druga w kolejności Villa Leopolda na Lazurowym Wybrzeżu jest warta o połowę mniej.
Zegarek
Nowy Patek z serii Calibre 89 kosztuje 5,1 mln dol. Natomiast za skonstruowanego w 1933 r. Patka z 24 funkcjami kupiec zapłacił w 1999 r. aż 11 mln dol.
Auto
Koenigsegg Trevita w wersji karoserii z włókna węglowego zmieszanego z diamentowym pyłem. Zbudowano tylko trzy sztuki. Jedną z nich wystawiono w RPA na sprzedaż za 5 mln dolarów. Silnik o mocy 1018 KM pozwala na przyspieszenie w 8,75 sekundy do 200 km/h. Dopiero na drugim miejscu jest Bugatti Veyron Super Sport za 2,6 mln dol.
Perfumy
Clive Christian No.1 seria Imperial to pięć półlitrowych flakonów w cenie 115 tys. funtów. Flakon z kryształu Bacarrat i 18-karatowego złota z 5-karatowym diamentem.
Stolik
Rosyjski stolik na kawę podparty ciosami syberyjskiego mamuta – 260 tys. euro
Odtwarzacz mp3
Firma Douglas J. Music Group wypuściła serię Presidential z diamentami po 45 tys. dol.
Pióro
Najdroższe pióro świata kosztuje 125 tys. dol. i wyprodukowała je firma Montblanc. Pióro jest ze szczerego złota, a pokryte zostało 4808 malutkimi brylantami. Tyle metrów nad poziom morza wznosi się najwyższy szczyt Europy Mont Blanc.
Hotel
Burdż al-Arab, słynny żagiel w Dubaju. Najdroższy i najwyższy (321 m) hotel na świecie. Nocleg kosztuje do 7 tys. dol. Wokół włoski marmur, klonowe drewno i 22-karatowa złota folia na ścianach.