BRE Bank chwalili inwestorzy, a szefa banku Cezarego Stypułkowskiego – analitycy. Dzięki dobrym wynikom za 2010 rok akcje banku znalazły się w centrum zainteresowania giełdowych graczy.
Po publikacji danych akcje w środę zyskiwały nawet 7 proc. Ostatecznie sesję zamknęły na poziomie 325 zł. Były najdroższe od ponad trzech lat, czyli od początku kryzysu finansowego w 2008 roku.
Po wzroście notowań większość inwestorów zabrała się za realizację zysków, co spowodowało, że w końcówce tygodnia akcje banku zaczęły tracić. Jednak i tak początkowy impet wystarczył, by w skali całego tygodnia zyskać o 3,4 proc. Był to najlepszy wynik spośród wszystkich spółek wchodzących w skład indeksu WIG20.
Dane za 2010 r. były rzeczywiście imponujące: zysk netto grupy sięgnął 641,6 mln zł i był pięciokrotnie wyższy niż w poprzednim roku. W samym czwartym kwartale bank zarobił 195,5 mln zł, czyli o 10 proc. więcej, niż spodziewali się analitycy. Lepsze od prognoz były także wyniki odsetkowy i prowizyjny. Dodatkowym plusem było to, że bank pozyskał w 2010 roku 394 tys. nowych klientów, ma już ich 3,7 mln.
Papiery BRE zdrożałyby pewno jeszcze mocniej, gdyby nie jeden szczegół: zarząd banku zdecydował, że nie będzie rekomendował wypłaty dywidendy za ubiegły roku. Jak twierdził Cezary Stypułkowski, trudno byłoby przekonać akcjonariuszy do podziału zysku, biorąc pod uwagę to, że wiosną 2010 roku bank przeprowadzał emisję akcji, dzięki której podwyższył kapitały o 2 mld zł.