Polska powinna wykorzystać unijną prezydencję w drugiej połowie br., by powstrzymać pogłębianie podziałów Unii Europejskiej na zacieśniającą integrację gospodarczą strefę euro i kraje, które do niej nie należą - powiedziała PAP eurodeputowana PO Lena Kolarska-Bobińska.

W ten sposób odniosła się do piątkowego szczytu UE, na którym na wniosek Niemiec przywódcy państw strefy euro zdecydowali, że euroland będzie się bardziej integrował przez zacieśnianie polityk gospodarczych, co grozi pogłębieniem Europy dwóch prędkości.

"Jeśli jesteśmy w tak kluczowym momencie, nie powinniśmy myśleć tylko, ile funduszy weźmiemy, na jakie polityki, i czy wykorzystamy okres prezydencji na to, żeby korzystnie ustalić pewne polityki. Polska prezydencja powinna przede wszystkim skupić się na myśleniu, co zrobić, żeby nie pogłębiać podziałów na Europę dwóch prędkości. I powinna potraktować Parlament Europejski jako swojego bardzo silnego sojusznika" - powiedziała Kolarska-Bobińska.

"Trzeba bardziej wykorzystać to nastawienie i myśleć o naszej prezydencji jako o wkładzie w budowę Europy, porządku, który się wyłania (...) a nie tylko z finansowego punktu widzenia różnych polityk" - podkreśliła.

Wyraziła przekonanie, że dla Polski "to jest historyczna szansa". Wskazała przy tym na słabość obecnej, węgierskiej prezydencji w UE i najnowszą zapowiedź rządu w Budapeszcie, że wspólną walutę Węgry przyjmą najwcześniej w roku 2020. "Niektóre z tych krajów same, na własne życzenie, zgadzają się, że będą poza głównym obiegiem" - dodała.

Jej zdaniem, sojusznikiem Polski może być Parlament Europejski. "PE ma teraz więcej władzy i ma bardzo klarowną wolę polityczną w odróżnieniu od państw, które mają różne interesy w różnych sprawach. Można mówić o wielobiegunowej Europie, ale PE pokazuje, że jest w pewnym sensie monolitem mimo różnic politycznych" - powiedziała.

Pokazało to wtorkowe spotkanie eurodeputowanych z przewodniczącym Rady Europejskiej Hermanem Van Rompuyem, który przedstawił w PE wyniki ostatniego szczytu. Przedstawiciele głównych grup politycznych zgodnie skrytykowali propozycje zacieśniania integracji w strefie euro i sposób, w jaki mają być przeprowadzone według "Paktu na rzecz konkurencyjności", ogłoszonego przez Niemcy i wspartego przez Francję.



"W tym, co nazywamy francusko-niemieckim paktem, po raz kolejny użyta jest metoda międzyrządowa. Nie działała ona w przeszłości i nie zadziała w przyszłości" - ocenił lider frakcji liberalnej Guy Verhofstadt.

"To nie jest Pakt na rzecz konkurencyjności. Moim zdaniem, to próba niemieckiego rządu, by wyeksportować swój program cięć i oszczędności do wszystkich europejskich krajów" - powiedział lider socjalistów Martin Schulz.

Także Joseph Daul, lider chadeków, czyli rodziny politycznej rządzącej we Francji i w Niemczech, skrytykował sposób, w jaki Nicolas Sarkozy i Angela Merkel forsowali projekt. "Sprawa koordynacji gospodarczej musi być dyskutowana i rozwiązana nie tylko w kontekście czysto krajowym, czysto międzyrządowym, ale wspólnotowym!" - podkreślił.

Zgodnie z ustaleniami piątkowego szczytu, szczegóły, jak konkretnie "pchnąć naprzód" zarządzanie gospodarcze w strefie euro, mają być opracowane bardzo szybko - do szczytu eurogrupy, który ma się odbyć 13 marca. Obserwatorzy nie mają złudzeń, że będą one według modelu niemieckiego. Berlin stawia sprawę jasno: skoro ponosi największy ciężar ratowania zadłużonych państw strefy euro, to może wymagać, by koordynacja gospodarcza odbywała się na jego warunkach. W pakcie są m.in. propozycje wpisania do prawa krajowego ograniczenia długu publicznego, zbliżenia polityk w dziedzinie indeksacji płac, systemów emerytalnych czy podatku CIT od przedsiębiorstw.

Po szczycie eurogrupy do paktu zostaną zaproszone zainteresowane kraje spoza strefy - na właściwym szczycie całej UE, zaplanowanym na 24-25 marca. To Van Rompuy ma prowadzić konsultacje z przywódcami strefy euro. Ma też zapewnić - jak głosi piątkowy dokument - "że przywódcy zainteresowanych państw i rządów spoza państw strefy euro są należycie zaangażowani w ten proces".

Van Rompuy zapewniał na spotkaniu z eurodeputowanymi, że swoje propozycje opracuje "od zera" i na stole nie ma żadnej propozycji, którą byłby związany.