Prezes Europejskiego Banku Centralnego (EBC) Jean-Claude Trichet dał do zrozumienia, że rosnące ceny surowców i żywności najpewniej doprowadzą do podniesienia stóp procentowych.
Rosnąca inflacja może doprowadzić do zduszenia wzrostu gospodarczego w Unii Europejskiej. Przede wszystkim w zagrożonych bankructwem krajach południa Europy. W opublikowanym wczoraj przez „Wall Street Journal” wywiadzie prezes Europejskiego Banku Centralnego (EBC) Jean-Claude Trichet dał do zrozumienia, że rosnące ceny surowców i żywności najpewniej doprowadzą do podniesienia stóp procentowych.
W grudniu inflacja w strefie euro wzrosła do 2,2 proc., powyżej celu ustalonego w statucie EBC (2 proc.). O ile jednak gospodarka w Niemczech dynamicznie się rozwija (3,6 proc. w ub.r.) i przedsiębiorcy mogą zaciągać kredyty nawet po wyższych cenach, to kraje południa Europy albo już weszły w recesję (Portugalia, Grecja), albo balansują na jej skraju. – Podniesienie stóp procentowych niemal na pewno oznacza konieczność restrukturyzacji długu Grecji i Irlandii – mówi „DGP” główny ekonomista brukselskiego Instytutu Breugla Nicolas Veron.

Stracą głównie Niemcy

Podniesienie stóp procentowych przez EBC wpłynie również na kondycję europejskich firm. Wszystko przez umocnienie kursu euro do innych, międzynarodowych walut rezerwowych. W ostatnich dwóch tygodniach unijna waluta już zyskała 6 proc. do dolara i była wczoraj warta 1,36 USD.
Na mocniejszym kursie euro ucierpią przede wszystkim Niemcy – największy eksporter Europy. Zdaniem głównego ekonomisty Polskiej Rady Biznesu Janusza Jankowiaka wyższe stopy procentowe EBC zduszą także wzrost konsumpcji w Niemczech, która i tak w 2010 roku zwiększyła się tylko o 2 proc.
– W pierwszej połowie roku nie wpłynie to na wzrost produkcji w Polsce, bo przedsiębiorcy zrekompensują spadek eksportu przez odbudowywanie zapasów, ale już w drugiej połowie roku tempo wzrostu polskiego PKB osłabnie do 2,5 – 2,6 proc. w skali roku – uważa Jankowiak. Jego zdaniem inicjatywa EBC zmusi także NBP do szybszego podniesienia stóp procentowych, bo tylko w ten sposób nasz kraj będzie mógł utrzymać napływ kapitału zagranicznego.
Prof. Stanisław Gomułka, były wiceminister finansów, w rozmowie z „DGP” przekonuje, że decyzje EBC odbiją się na sytuacji Polski również w innym aspekcie. – Zobowiązania rządu sięgają 700 miliardów złotych. Każdy punkt procentowy podwyższenia stóp oznacza, że w skali dziesięciu lat kwota do spłacenia przez Skarb Państwa rośnie o około 7 mld PLN, bo większość emitowanych przez nasz kraj obligacji ma okres zapadalności od 5 do 10 lat – mówi Gomułka.
Jednak jego zdaniem, jeśli cena pieniądza nie zostanie podniesiona przez NBP o więcej niż 1 – 2 proc., nie będzie to miało wpływu na tempo wzrostu gospodarczego w naszym kraju. W grudniu inflacja przyspieszyła do 2,9 proc. Na ostatnim posiedzeniu RPP podwyższyła już stopy o 0,25 pkt proc. Może to być jednak dopiero początek dłuższego cyklu podwyższenia ceny pieniądza.

Londyn idzie swoją drogą

Zupełnie inną taktykę niż EBC przyjęli Brytyjczycy. Mimo że w grudniu roczne tempo inflacji osiągnęło w Wielkiej Brytanii 3,7 proc., Bank Anglii nie zaczął podnosić stóp procentowych. W przeciwieństwie do EBC jest on zobowiązany do współpracy z rządem w staraniach o szybszy wzrost gospodarczy.
Podobnie jest w Stanach Zjednoczonych. Prezesowi Rezerwy Federalnej Benowi Bernankemu nie udało się przeforsować wpisania do statutu banku centralnego dążenia do utrzymania inflacji na poziomie 2 proc. (taki zapis obowiązuje EBC).
Kongres zobowiązał natomiast Fed do prowadzenia takiej polityki monetarnej, która zapewni maksymalne zatrudnienie. Co prawda na razie inflacja w USA pozostaje stosunkowo niska (2 proc.), jednak według prognoz będzie rosła. Wówczas jeśli stopy procentowe w Ameryce pozostaną wyraźnie niższe niż w Europie, także kurs dolara do euro zdecydowanie osłabnie.