Przedsiębiorcy zgromadzili na swoich kontach ponad 180 mld zł. Po dwóch latach zastoju w końcu zapowiadają, że będą zatrudniać i inwestować w nowe technologie
Po dobrych informacjach GUS, dotyczących wynagrodzeń, przyszły jeszcze lepsze: produkcja firm przemysłowych w grudniu była o 11,5 proc. wyższa niż rok wcześniej. Największe zwyżki odnotowały przedsiębiorstwa z branży komputerowej, energetycznej i optycznej (o 30,5 proc.), wyrobów z metali (27 proc.), urządzeń elektrycznych (23,3 proc.). Zdaniem ekspertów utrzymanie wzrostów bez inwestycji może być już niemożliwe.
Firmy gromadziły do tej pory zapasy gotówki, teraz deklarują, że po spadkach w 2009 r. i 2010 r. wreszcie ruszą z zakupem sprzętu i zaczną zatrudniać – pokazuje najnowsze badanie dużych przedsiębiorstw Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych „Lewiatan” i firmy Deloitte.
– Aż o 34 proc. więcej firm zapowiada wzrost inwestycji w tym roku niż ich zatrzymanie – mówi Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek, główna ekonomistka Lewiatana.
Ile firmy przeznaczą pieniędzy na inwestycje – eksperci nie chcą jeszcze oceniać. Z danych NBP wynika, że na kontach w bankach na koniec roku firmy miały 181 mld zł, więc gdyby nawet część z tych pieniędzy wydały, mielibyśmy spory skok.
Spośród badanych firm jedna czwarta jako najważniejszą dla siebie inwestycję wskazała modernizację i rozwój produkcji. O tym, że firmy rozbudowują moce produkcyjne, może świadczyć większe zapotrzebowanie na energię. – Nasi klienci w tym roku planują wzrost zapotrzebowania aż o 7 proc. – mówił Maciej Owczarek, prezes energetycznej grupy Enea.
Co piąta firma za naważniejszą inwestycję w 2011 roku uznała podnoszenie kwalifikacji swoich pracowników.
Około 18 proc. firm, zwłaszcza budowlane, dostarczyciele energii, gazu i wody oraz usług rynkowych, np. dla biznesu czy związanych z rynkiem nieruchomości oraz handlem – będą też zatrudniać. Preferowani będą pracownicy wykwalifikowani, inżynierowie i przedstawiciele handlowi. Za to planują zwolnienie części osób o niskich kwalifikacjach. Szanse na zatrudnienie mogą mieć w sieciach handlowych. – W tym roku chcemy przyjąć 3 tys. osób, a w przyszłym kolejne 3 – 4 tys. – mówił Czesław Grzesiak, prezes Tesco. Obawia się, że za kilka lat pracodawcy będą mieć problem ze znalezieniem chętnych do pracy.
– W latach 2014 – 2015 stopa bezrobocia może spaść do 5 – 6 proc. Firmy muszą się do tego już przygotowywać, inwestując w przywiązanie do siebie pracowników – mówi prezes Tesco.
Ale dla ambitnych planów nie brak też zagrożeń. – Największym dla przedsiębiorcy w Polsce jest rząd – mówił pół żartem, pół serio Jan Krzysztof Bielecki, szef rady gospodarczej premiera. Firmy wskazują raczej na dotkliwe od dawna bariery, jak biurokracja, niesprawny system sądownictwa, bałagan w przepisach budowlanych. W tym i w przyszłym roku kłopotów firmom mogą przysporzyć wahania kursów walut.
Małe firmy do inwestycji nie takie chętne
Analitycy od dwóch kwartałów spodziewają się, że firmy wreszcie wystartują z inwestycjami. – Mamy dość wysokie tempo wzrostu, ale tradycyjnie związany z nim łańcuch od eksportu po konsumpcję nie ma ważnego ogniwa, czyli właśnie inwestycji. Tymczasem stopień wykorzystania mocy przerobowych, zwłaszcza w dużych firmach, jest już bardzo wysoki – mówi „DGP” Janusz Jankowiak, główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu. Dlatego jego zdaniem inwestycje powinny ruszyć, choć niekoniecznie wszędzie. – Duże przedsiębiorstwa eksportujące do Niemiec bez inwestycji będą mieć już kłopot ze zwiększeniem produkcji – mówi Jankowiak.
W małych firmach sytuacja jego zdaniem wygląda inaczej. – Obserwowany w ostatnim czasie wzrost konsumpcji ma charakter jednorazowy i generowany jest np. zakupami przed podwyżką VAT czy związanymi z remontami po powodziach – twierdzi Jankowiak.
– Mniejsze firmy potrzebują silniejszego impulsu popytowego. Na razie mają jeszcze moce wytwórcze – mówi Jakub Borowski, główny ekonomista Invest-Banku.
ola