Małe, ale własne – takie podejście przyświeca niejednemu kupującemu. Okazuje się jednak, że nie zawsze najlepszym rozwiązaniem jest kupno najmniejszego lokum. Czasem opłaca się bardziej nabyć nieco większe mieszkanie.
Kupić mniejsze mieszkanie i zaoszczędzić kilkadziesiąt tysięcy czy zacisnąć pasa i wybrać większe lokum? Czy może zdecydować się na wynajem? To pytania, które warto zadać sobie przed zakupem kawalerki. Znalezienie odpowiedzi wcale nie jest łatwe, ponieważ to zarazem mały i atrakcyjny rynek.
– Małe, jednopokojowe mieszkania ze względu na najniższe ceny całkowite są najbardziej przystępnym dla klientów segmentem ofert – zauważa Marcin Drogomirecki z portalu Oferty.net. Według „Raportu z rynku nieruchomości – grudzień 2010” opublikowanego przez Oferty.net średnia cena kawalerki na stołecznym rynku w grudniu wynosiła niewiele ponad 300 tys. zł.

Łatwiej o kredyt

Decydując się na zakup nieruchomości za taką cenę, łatwiej nam będzie uzyskać przychylne spojrzenie banku na nasz wniosek kredytowy. Po pierwsze wymaga to mniejszej zdolności kredytowej, po drugie w porównaniu z droższymi mieszkaniami nie musimy dysponować wygórowaną wpłatą własną. Jeśli jednak nie obliczymy dobrze naszych wydatków, ich największa zaleta może się okazać wadą. Powodem są różnice w cenie w poszczególnych segmentach rynku.
W 2010 roku najpopularniejsze były mieszkania z segmentu popularnego. Eksperci z branży nieruchomości zapowiadają, że podobnie będzie w tym roku. Ciekawe oferty za dwupokojową nieruchomość zaczynają się już od 350 tys. zł. Oznacza to, że w zamian za dodatkowe 50 tys. zł znalezione w naszym budżecie możemy zyskać dodatkowe pomieszczenie. To argument wart rozważenia, jeśli weźmiemy pod uwagę, że kredyt bierzemy na kilkadziesiąt lat.

Mało na rynku

Analitycy Oferty.net wzięli pod lupę także dostępność najmniejszych lokali. Okazuje się, że w największych polskich aglomeracjach kawalerki mają niewielki udział w rynku. I rzeczywiście w Warszawie odsetek ten wyniósł 13,6 proc. Podobnie jest w innych miastach Polski – we Wrocławiu, w Katowicach i Gdyni zaledwie co dziesiąte mieszkanie to lokal jednopokojowy. Na szczycie uplasowała się Łódź – kawalerki to 16,7 proc. tamtejszego rynku. Zdaniem Marcina Drogomireckiego ograniczona podaż przy stosunkowo dużym popycie (w porównaniu z lokalami większymi) sprawia, że właściciele tego rodzaju mieszkań nie są skłonni do negocjowania stawek. Oznacza to, że ceny ofertowe nie różnią się wiele od transakcyjnych. Autorzy analizy wieszczą jednak zmianę tej tendencji. Ich zdaniem wpływ na to będzie miała większa konkurencja – napływ ofert sprzedaży mieszkań na rynku pierwotnym.
– Zgodnie z zapowiedziami deweloperów małe, jedno- i dwupokojowe mieszkania będą stanowić znaczną część ofert w nowych, rozpoczynanych właśnie inwestycjach – mówi analityk.

Może wynajem

W przypadku kawalerek najmniej korzystną opcją wydaje się wynajem. Według portalu danych Szybko.pl średnie koszty wynajmu stołecznej kawalerki jesienią tego roku wynosiły około 1,4 tys. zł. Dla porównania własny kąt w dwupokojowym lokum to wydatek niespełna 1 tys. zł (przy założeniu, że lokatorów jest dwóch). Trudno tutaj liczyć na przełamanie tego trendu. Tak samo jak w przypadku sprzedaży stawki za wynajem lokali jednopokojowych należą do najbardziej opornych na zmiany. W ostatnich miesiącach oscylowały właśnie wokół 1,4 tys. zł. Jak łatwo policzyć, ten miesięczny wydatek to równowartość przeciętnej raty kredytowej za 32-metrowe M-1. W powszechnym mniemaniu kawalerki to albo idealne lokum dla singla, albo klitka, w której nie da się żyć. Na rynku nieruchomości nie należy jednak kierować się emocjami, ale rachunkiem ekonomicznym. Osoby poszukujące własnego M, niezależnie, czy należą do fanów, czy przeciwników najmniejszych mieszkań, jeśli planują taki zakup, powinny się nad nim dobrze zastanowić.