Koniec roku na rynku pracy nie wygląda najgorzej. Choć bezrobocie wzrosło o 0,3 proc., to oblężenie przeżywają agencje pracy tymczasowej. Firmy, które dziś chcą zatrudnić pracowników na zlecenie, muszą liczyć się z tym, że zostaną odesłane z kwitkiem.
W większości spośród 3 tys. działających w Polsce agencji brakuje rąk do pracy. Tymczasowo pracuje już niemal 400 tys. osób.
Problemem jest zwłaszcza znalezienie z dnia na dzień handlowca, operatora wózków widłowych czy pracownika produkcyjnego. – Zapotrzebowanie na nich pracodawcy powinni byli zgłaszać z kilkutygodniowym wyprzedzeniem – mówi Monika Ulatowska ze Stowarzyszenia Agencji Zatrudnienia.

Koniunkturę nakręca handel

Według szacunków najwięcej pracowników trafiło do dużych sieci handlowych – 40 tys. W całym handlu zatrudnienie znalazło nawet 100 tys. Ale dodatkowych pracowników poszukują też sklepy internetowe. Tu, w związku ze wzrostem zamówień zatrudnienie zwiększyło się nawet dwukrotnie.
Natłok zamówień przeżywają też firmy produkcyjne, logistyczne, call center, poligraficzne. Z początkiem grudnia rozpoczyna się też okres firmowych spotkań świątecznych, a to z kolei stymuluje popyt na usługi cateringowe i rozrywkowe.
Coraz więcej firm stara się zdobywać pracowników na własną rękę. Tak robi Bakalland, w którym przed świętami zatrudnienie wzrosło o ok. 25 proc. To oznacza dodatkowe 100 osób do pracy.
– Opracowaliśmy własny program, według którego rekrutujemy ludzi do pracy. Najlepszym z pracowników tymczasowych dajemy możliwość zatrudnienia się u nas na stałe – zauważa Marian Owerko, prezes zarządu spółki Bakalland.

Boom skończy się w styczniu

Ale nie tylko szał na świąteczne zakupy nakręca koniunkturę na pracowników tymczasowych. Grudzień to też okres inwentaryzacji. Trwa on do połowy stycznia. Wówczas kończy się wzmożony popyt na pracowników tymczasowych. Wtedy też stopa bezrobocia zacznie rosnąć, bo firmy nie chcą inwestować w tworzenie stałych miejsc pracy.
Zdaniem prof. Stanisława Gomułki to efekt pogarszających się warunków do prowadzenia biznesu w Polsce. – Rosną obciążenia fiskalne, a kodeks pracy w dalszym ciągu blokuje wprowadzanie elastycznych form zatrudnienia i czasu pracy – mówi Gomułka. – Polska znajduje się na szarym końcu rankingu Banku Światowego krajów przyjaznych przedsiębiorcom. Lepiej jest nawet w Omanie czy Ruandzie.
Potwierdzają to ostatnie badania przeprowadzone przez Konfederację Pracodawców Prywatnych Lewiatan i firmę doradczą Deloitte, z których wynika, że ponad 25 proc. działających w Polsce firm uznaje, że prowadzenie działalności gospodarczej jest dzisiaj ryzykowne i pogorszy się jeszcze w przyszłym roku, gdy wzrośnie VAT.
To szczególnie zła wiadomość dla młodych. W przyszłym roku na rynek pracy trafi największa fala absolwentów szkół od czasów powojennych. Będzie ich prawie milion.
– Jeśli wszyscy znaleźliby pracę, to wartość naszego PKB wzrosłaby o 3 – 4 proc. – mówi prof. Mieczysław Kabaj z Instytutu Pracy i Polityki Socjalnej.
Tyle że może to być PKB Niemiec, Austrii czy Holandii, które chętnie zatrudnią młodych Polaków.