TRANSAKCJA PRZEJĘCIA polskiego banku przez hiszpańskiego Santandera budzi coraz więcej wątpliwości. Prawnicy twierdzą, że władze w Dublinie zignorowały nasze krajowe przepisy
Pytania biorą się stąd, że AIB od dwóch lat korzysta z pomocy rządu. I to niemałej. Dublin wpompował w AIB kilka miliardów euro, a w zamian objął w nim udziały. Rząd nie zrobił tego wprost, ale za pośrednictwem tzw. banku złych długów NAMA, który przejął niespłacane przez klientów kredyty. NAMA to specjalna agencja ministerstwa finansów, która zarządza aktywami skarbu państwa. W zamian za wykup złych długów od AIB objęła ona część udziałów w banku.

Dublin kontroluje

W świetle polskich przepisów relacje między rządem irlandzkim a AIB pozwalają postawić tezę, że Dublin przejął kontrolę nad spółką. Według naszego prawa następuje ono nie tylko wówczas, gdy podmiot posiada ponad 50 proc. udziałów, lecz także wtedy, gdy wywiera istotny wpływ na spółkę. Resort finansów Irlandii uczestniczy w powoływaniu członków rady nadzorczej, poza tym NAMA ułożyła program rekapitalizacji AIB, którego jednym z elementów była sprzedaż BZ WBK.
O tym, że rząd ma spory wpływ na spółkę, świadczą też wypowiedzi jego przedstawicieli. Na dwa dni przed ogłoszeniem, że to Santander kupi polski bank, minister finansów Irlandii Brian Lenihan powiedział Agencji Reutera, że AIB otrzymało dobre oferty na zakup BZ WBK i poda za chwilę informację o decyzji.
Jeśli NAMA faktycznie przejęła kontrolę nad AIB, powinna zawiadomić o tym polski nadzór, czyli KNF. Według naszej wiedzy nic takiego nie nastąpiło.
Do tego przyjętą procedurą w takiej sytuacji jest wezwanie do sprzedaży akcji. Oczywiście pod warunkiem, że przejęcie kontroli rzeczywiście miało miejsce. Prawnicy, którzy nie chcą się wypowiadać pod nazwiskiem, twierdzą, że państwo przejęło AIB, ale nie poinformowało o tym polskiego nadzorcy i nie ogłosiło wezwania. Mówią wprost: zostały zignorowane polskie przepisy dotyczące wezwań i zawiadomień w sytuacji przejęcia kontroli.

Fatalne dane

Poza tym NAMA musiałaby wystąpić do KNF o zgodę na udzielenie prawa głosu z akcji AIB na walnym zgromadzeniu BZ WBK. Ta procedura nie zna wyjątków.
Łukasz Dajnowicz z KNF podaje przykład AIG, które Waszyngton uratował przed bankructwem. Amerykańska Rezerwa Federalna zwróciła się o zgodę do naszego nadzoru, by mogła głosować na walnym zgromadzeniu akcjonariuszy polskiego AIG.
Wątpliwości dotyczących udziałowców AIB jest jeszcze więcej. Pytani przez nas eksperci przyznają, że podejrzenia może budzić zasilenie AIB przez rząd 3 mld euro kilka dni po ogłoszeniu, że Santander przejmie BZ WBK. W ten sposób Dublin przejął kontrolę nad niemal 90 proc. AIB.
Podejrzane jest także przesunięcie publikacji danych AIB dotyczących utraconych kredytów z czerwca na koniec września. Być może chodziło o to, że złe wyniki banku były jednoznaczne z koniecznością przejęcia nad nim kontroli przez rząd.
Ustalenie, kto był właścicielem AIB w czasie sprzedaży BZ WBK, jest szalenie istotne, bo może się okazać, że umowa z Santanderem jest nieważna.
Okazuje się też, że sam Santander ma problemy ze sfinansowaniem ostatnich akwizycji. Wczoraj „Financial Times” napisał, że grupa ma spore kłopoty z kapitałem, dlatego chce przeciągnąć dopięcie transakcji do co najmniej I kwartału 2011 r.
O sytuacji banku świadczą ogłoszone właśnie wyniki kwartalne – o 26 proc. gorsze niż przed rokiem i wyraźnie słabsze od oczekiwań rynku. Santander przyznał, że nie zrealizuje tegorocznych prognoz i zapowiedział koniec przejęć.

Sprawa dla Brukseli?

KNF bada sprawę sprzedaży BZ WBK, ale odmawia komentarzy. Zwraca natomiast uwagę na inną kwestię. – BZ WBK jest spółką giełdową, musi więc zapewnić inwestorom równy dostęp do informacji. Pojawiły się pod tym względem wątpliwości, więc standardowo sprawdzamy, czy w toku negocjacji nie doszło do ujawnienia potencjalnym kupcom informacji poufnych np. o prognozach wyników – mówi Łukasz Dajnowicz.
Niejasności wiążące się ze sprzedażą banku być może zechce wykorzystać BNP Paribas, który – podobnie jak PKO BP – chciał kupić BZ WBK. Według nieoficjalnych informacji Francuzi prawdopodobnie złożą skargę do Komisji Europejskiej.