Duże miasta robią, co mogą, żeby nie przekroczyć 60-proc. progu zadłużenia. Zakładają spółki, które biorą na siebie zobowiązania samorządów. W Gdańsku długi firm komunalnych są już większe niż magistratu.

Miasta do perfekcji opanowały sztukę obchodzenia progu zadłużenia. To sztuka, za którą przyjdzie nam słono zapłacić, jeżeli wielkie inwestycje nie okażą się tak intratne, jak to w roku wyborczym obiecywali nam samorządowi włodarze.

Według naszych informacji duże ośrodki, które inwestują na potęgę z myślą o Euro 2012, już dawno przekroczyły ustawową barierę zadłużenia. Jeśli zsumujemy długi samych miast i ich spółek.

Dziewięć firm należących do władz Gdańska zadłuży się w tym roku na 1,2 mld zł. Mowa tylko o kredytach i pożyczkach długoterminowych, czyli takich, których spłata przypada po upływie co najmniej roku. Gdańskie spółki komunalne pożyczą więcej niż samo miasto – jego dług na koniec roku wyniesie około 924 mln zł.

W Poznaniu pożyczki spółek komunalnych już w ub.r. były większe niż magistratu. O ile stolica wielkopolski była winna około 780 mln zł, to dwadzieścia spółek, w których ma udziały, już 939 mln zł.

Sześćdziesięcioprocentowa bariera pękłaby też w Warszawie. W stolicy 28 spółek, których miasto jest jedynym właścicielem, ma dziś 1,1 mld długów. To około jednej piątej tego, co jest winne wierzycielom samo miasto.

Urzędy w ten sposób wydłużają sobie drogę do ściany, jaką jest dopuszczalny poziom zadłużenia względem dochodów. Zgodnie z prawem relacja ta nie może przekroczyć 60 proc. – a długi miejskich spółek nie są brane pod uwagę przy wyliczaniu tego wskaźnika. Jego przekroczenie może się skończyć nawet zarządem komisarycznym. A duże miasta są coraz bliższe tego progu.

Według prognoz zobowiązania Gdańska wyniosą w tym roku około 46 proc. dochodów, Poznania – 56,9 proc., a Wrocławia – 55,3 proc.

Ekonomiści twierdzą, że za długi spółek i tak zapłaci miasto. Choć teoretycznie odpowiadają za nie same firmy, ale trudno sobie wyobrazić, by w razie kłopotów gmina pozwoliła jej upaść. – Naraziłoby to na szwank reputację jego władz, na co nie mogą sobie pozwolić. Związek między właścicielem a spółką jest bardzo silny i w większości przypadków właściciel daje nieformalną gwarancję jej zobowiązań – mówi Tomasz Kaczor, ekonomista BGK. A to oznacza, że na pokrycie długów spółki miasto będzie się dalej zadłużało.

Duże miasta bardzo szybko zbliżają się do dopuszczalnego poziomu zadłużenia. Licząc z długiem zależnych spółek, już dawno ten próg przekroczyły.
Samorządowe długi nie mogą przekroczyć poziomu 60 proc. dochodów. Już wiadomo, że w tym roku w niektórych dużych miastach wskaźnik otrze się o tę granicę. Tak będzie m.in. w Poznaniu – przy planowanych dochodach rzędu 2,4 mld zł dług miasta może sięgnąć 1,4 mld zł. Podobna sytuacja jest we Wrocławiu, gdzie zadłużenie miasta ma sięgnąć 2,2 mld zł – czyli około 55 proc. dochodów, w Warszawie (dług 5,3 mld zł, połowa dochodów) czy w Gdańsku (924 mln zł długów, 46,2 proc. dochodów).
Potrzeby miast są jednak dużo większe. Jesteśmy w trakcie kampanii wyborczej, co sprzyja nowym inwestycjom. A miasta już wcześniej rozpoczęły duże projekty infrastrukturalne współfinansowane ze środków UE. Część z nich ma zobowiązania związane z mistrzostwami Europy w piłce nożnej w 2012 roku.
– To jest niesamowity rok. W tej chwili dług samorządów to około 40 mld. Liczymy, że do końca roku zwiększy się on o 15 – 20 mld zł. Jeszcze na dobre nie ruszyły tegoroczne wydatki na inwestycje. Nie mamy jednak wątpliwości, że to nastąpi – mówi Tomasz Kaczor, ekonomista BGK.
Jednak nikt nie jest jednak w stanie oszacować, ile długów miasta ukryją w tym roku w swoich spółkach. Same urzędy niechętnie się do tego przyznają. Z pytanych przez nas magistratów tylko Gdańsk podał plan zadłużenia swoich spółek komunalnych na ten rok (1,2 mld zł), a Warszawa aktualne dane (ponad 1,1 mld zł na koniec sierpnia). Reszta przedstawiała informacje za ubiegły rok. Ale i one wskazują na coraz większe zobowiązania samorządowych firm.
– Pomysł, żeby finansować stadion za pośrednictwem spółki, nie jest nowy. Taka jest specyfika dużych miast – mówi Marcin Święcicki zajmujący się współpracą z samorządami w PKO BP.
Bankowcy dostrzegają problem. Michał Bolesławski, wiceprezes ING Banku Śląskiego, mówi, że spółki samorządowe prawdopodobnie będą brały coraz większe kredyty, a samorządy – choć są ich właścicielami – będą się starały unikać ich poręczania. Jednak ten kij ma dwa końce: za taki sposób zadłużania zapłacą wyższymi marżami.