Najnowszy raport Banku Światowego na temat udziału szarej strefy w gospodarkach całego świata nie pozostawia złudzeń – w przypadku Polski wytwarzane jest w niej aż 29,1 proc. PKB.
Jednak w całym zestawieniu nie wypadamy najgorzej – na 162 kraje zajęliśmy 52. miejsce. Spośród krajów europejskich gorzej od nas prezentują się: Słowenia, Cypr, Grecja, Litwa, Rumunia, Bułgaria, Estonia oraz Łotwa.
Ale i tak nie ma się z czego cieszyć, ponieważ – jak alarmują zarówno szefowie polskich firm, jak i specjaliści – nieuczciwa konkurencja hamuje rozwój tej uczciwej.
Największy alarm związany z problemem szarej strefy podnosi obecnie branża tekstylna. Jej przedstawiciele twierdzą, że w ostatnich dwóch latach nasz rynek w niekontrolowany sposób zalewają wyroby z Dalekiego Wschodu.
– Szacujemy, że co najmniej połowa towarów tekstylnych pochodzących z importu nie podlega żadnej kontroli państwa. Jest nieopodatkowana i wchodzi na europejski obszar celny nielegalnie – mówi „DGP”Radosław Klinowski, dyrektor handlowy firmy Andropol SA z Andrychowa.

Nawet miliard rocznie

Jego zdaniem polski budżet może tracić na przemycie tekstyliów nawet 200 mln zł rocznie. Ale w ocenie Sylwestra Sobeckiego, prezesa Zakładu Produkcji Tkanin w Siemieniu, straty podatkowe mogą być znacznie wyższe.
– Szacuję, że przekraczają miliard złotych rocznie – twierdzi.
Zwraca przy tym uwagę na fakt, że oprócz przemytu mamy do czynienia także z manipulacjami podatkowymi przy legalnie importowanym towarze.
– Tkaniny sprowadzane są w tonach, lecz sprzedawane w metrach. Kontrolerzy nie radzą sobie z właściwym przeliczaniem miar. Łatwo wprowadzić ich w błąd, a potem na papierze wychodzi, że metr materiału kosztuje śmieszne 30 groszy – mówi Sobecki.
Dodaje, że przez takie nieuczciwe praktyki jego firma traci rocznie przynajmniej kilka milionów złotych.
Jednak nie tylko branża tekstylna ma problem z nieuczciwą konkurencją. Narzeka też sektor budowlany, a szczególnie zarejestrowane i zatrudniające legalnie firmy zajmujące się wykańczaniem wnętrz.
– Połowa tego rynku zdominowana została przez osoby ze Wschodu pracujące w Polsce na czarno. Najczęściej po prostu odpowiadają one na ogłoszenia w prasie typu „zatrudnię glazurnika” – uważa Tomasz Borowy, szef firmy budowlanej Tom-Bud z Warszawy.

Nieuczciwa konkurencja

Podobnie sytuacja wygląda na rynku firm sprzątających, opiekunek dla dzieci czy korepetycji. Tych ostatnich na przykład coraz częściej udzielają np. studenci, nie odprowadzając za to żadnych podatków.
Adam Sadowski z Centrum im. Smitha przyznaje słuszność przedsiębiorcom.
– Muszą płacić budżetowi ogromne haracze, z których szara strefa jest zwolniona. Taka nieuczciwa konkurencja może szybko usunąć ich z rynku – mówi. Jak temu zaradzić? – Na pewno nie metodami policyjnymi. Tutaj nie pomoże nawet kara śmierci. Jedyna skuteczna metoda to obniżenie kosztów pracy i podatków – dodaje. Jednocześnie zwraca uwagę na to, że szara strefa stanowi bufor chroniący znaczną część społeczeństwa przed bezrobociem i skrajną nędzą. Z drugiej strony sami przedsiębiorcy powinni oswoić się z myślą, że pewne sektory na dobre przejęli Chińczycy i dzisiaj tylko oni są w stanie wyprodukować towary po konkurencyjnej cenie.
Jak oblicza się szarą strefę
Jest kilka metod badania wielkości szarej strefy. Najpopularniejszą jest modelowanie makroekonomiczne (tzw. DYMIMIC, z ang. dynamic multiple-indicators multiple-causes). Jej podstawą jest założenie, że na wzrost gospodarki nierejestrowanej wpływa równocześnie kilka czynników: wzrost obciążenia podatkowego, wzrost obciążenia regulacjami, spadek moralności podatkowej. Równocześnie pod uwagę bierze się wzrost transakcji pieniężnych, spadek aktywności w gospodarce oficjalnej oraz spadek oficjalnego wskaźnika wzrostu gospodarki.