Czy następną po dotcomach i nieruchomościach bańką spekulacyjną okażą się obligacje i papiery skarbowe pogrążonych w kryzysie krajów? Coraz więcej ekonomistów jest zdania, że tak.
Wysokie oprocentowanie powoduje, że obligacje są atrakcyjną inwestycją. W zeszłym tygodniu oprocentowanie 10-letnich papierów irlandzkich zbliżyło się do 7 proc., czyli było o 4,7 proc. wyższe od niemieckich.
Tymczasem są coraz większe wątpliwości co do wypłacalności rządu w Dublinie – koszty ratowania tamtejszego sektora bankowego okazały się o 11 mld euro wyższe, niż do tej pory zakładano. Dublin może jako pierwszy być zmuszony do skorzystania z Europejskiego Mechanizmu Stabilizacji Finansowej (EFSF).
Jeszcze wyżej są oprocentowane obligacje greckie, które pod tym względem ustępują tylko niepewnej politycznie Wenezueli. W obligacje pogrążonych w kryzysie krajów UE od pewnego czasu inwestuje Norwegia, która uważa, że w dłuższej perspektywie przyniosą one zysk. – Sytuacja Grecji nie zmieniła się znacząco, ale greckie obligacje mogą przynieść duży zwrot zysków, jeśli inwestorzy zdecydują się je trzymać przez rozsądny okres – mówi Bloombergowi Padhraic Garvey z grupy ING.
Od ryzyka spekulacji nie są wolne polskie papiery. Rentowność naszych dziesięcioletnich obligacji jest dwa razy większa niż niemieckich. Zagranica chętnie kupuje polski dług: obcy inwestorzy mają w swoich portfelach papiery skarbowe warte 124,6 mld zł. Nasza sytuacja gospodarcza jest jednak o wiele lepsza niż Grecji czy Irlandii.