Plantatorzy tytoniu jednoczą siły w walce z planowanym zakazem dodawania do papierosów smakowo-zapachowych dodatków. Zbierają podpisy pod petycją do Światowej Organizacji Zdrowia.
Branża protestuje przeciwko zakazowi stosowania przy produkcji papierosów substancji, które wzbogacają ich smak i zapach – np. mięty, cukru czy kwasu mlekowego, oraz substancji barwiących filtr papierosa na pomarańczowy kolor. Zdaniem WHO takie dodatki zwiększają toksyczność i właściwości uzależniające tytoniu. Tworzą także złudne wrażenie, że papieros jest mniej szkodliwy. Barwiąc wyroby i nadając im nienaturalną kolorystykę, przyciągają do papierosów młodych ludzi. – Zakazane mają być wszystkie substancje dodatkowe, co w praktyce uniemożliwi przetwarzanie tytoniu – twierdzi Krzysztof Kępiński, kierownik ds. relacji z instytucjami rządowymi British American Tobacco.
Konsekwencje obostrzeń mogą być olbrzymie. – Kilkanaście tysięcy miejsc pracy w najbiedniejszych częściach Polski stanie pod znakiem zapytania – mówi Przemysław Noworyta z Polskiego Związku Plantatorów Tytoniu. Z wyliczeń branży wynika, że 40 proc. polskich plantatorów uprawia odmianę Burley, która bez dodatków nie nadaje się do produkcji papierosów. Burley traci bowiem w procesie suszenia swe naturalne właściwości, jak poziom nasycenia cukrem, wilgotność, giętkość, które można przywrócić jedynie poprzez wprowadzenie w procesie produkcji dodatków. Jeśli zakaz wejdzie w życie, ta odmiana stanie się bezużyteczna.
Przerzucenie się na bardziej szlachetną odmianę Virginia nie wchodzi w grę – profil produkcji zależy od gleby i klimatu, a tego nie można z dnia na dzień zmienić – mówi Noworyta. Dlatego plantatorzy przystąpili do ataku. Właśnie zbierają podpisy pod petycją „WHO popełnia błąd”. Do apelu dołączać się mają plantatorzy z całego świata, bo problem dotyczy nie tylko polskiego, ale też np. orientalnego tytoniu. – Myślę, że firmy tytoniowe demonizują sprawę – mówi tylko Anna Koziel z WHO Polska.
Polska jest drugim po Włoszech największym europejskim producentem tytoniu. Papierosy produkowane w sześciu polskich fabrykach, które zatrudniają ok. 15 – 20 tys. osób, trafiają nie tylko na europejskie rynki, ale też do Azji czy do Ameryki Łacińskiej.
– W naszych fabrykach połowa tytoniu pochodzi z Polski – mówi jeden z przedstawicieli Philip Morris Polska.
W najbliższy wtorek w Brukseli ma się odbyć spotkanie, na którym kraje zaprezentują swoje stanowiska. W UE przeciwko restrykcjom opowiedzieli się już najwięksi europejscy producenci tytoniu, jak Włochy, Niemcy, Grecja czy Hiszpania. Polska jeszcze nie ogłosiła stanowiska.