POGARSZAJĄCE SIĘ NASTROJE - europejskich przedsiębiorców mogą oznaczać kłopoty dla polskich eksporterów. Nie zatrzymają jednak naszego wzrostu gospodarczego, bo on zależy głównie od popytu wewnętrznego.
Kraje strefy euro wyraźnie złapały zadyszkę. Wczorajsze dane o PMI – indeksie mierzącym koniunkturę – to jej kolejny symptom. Indeks liczony dla przemysłu Eurolandu spadł o 1,5 pkt, w tym dla Niemiec – o 2,9 pkt. Ekonomiści spodziewali się spadków, ale mniejszych: o 0,6 pkt. Spadek ten współgra z publikowanymi w tym tygodniu innymi informacjami z europejskiej gospodarki, np. danymi o zamówieniach w przemyśle strefy euro. Spadły one o 2,4 proc. w skali miesiąca, choć analitycy spodziewali się, że będzie to ledwie 1,4 proc.
– Przeważają dane pesymistyczne. Co wskazuje, że w drugiej połowie roku prawdopodobieństwo spowolnienia w europejskiej gospodarce rośnie – mówi „DGP” Piotr Bielski, ekonomista BZ WBK.
Taki scenariusz przyjmuje też Komisja Europejska. Nie wierzy ona, że Europie uda się utrzymać wzrost z II kwartału – czyli 1 proc. Według KE wzrost PKB wyhamuje w III kwartale do 0,5 proc. W ostatnich trzech miesiącach ma wynieść 0,3 proc.

Euroland zwalnia

Europa hamuje, bo słabo wypada w niej konsumpcja prywatna, która miała być głównym motorem wzrostu na wypadek spadku eksportu. Ten z kolei poprawiał wyniki największej gospodarki Eurolandu – czyli Niemiec – w pierwszym półroczu. Teraz jednak się załamał. W lipcu niemiecki eksport spadł o 1,5 proc. wobec czerwca. Perspektywy na najbliższe miesiące nie są lepsze ze względu na słabą kondycję głównych partnerów handlowych Niemiec – głównie USA.
Na to nałożył się kolejny hamulec wzrostu – firmy przestały produkować na zapas. Zapełnianie magazynów pustych po uderzeniu kryzysu z 2009 roku generowało duży wzrost produkcji w pierwszej połowie 2010 r. Teraz magazyny są już pełne.
W tej sytuacji ostatnią nadzieją był popyt wewnętrzny. A ten szybko się nie odbuduje, bo inwestorzy i konsumenci są straszeni wizjami zaciskania pasa, ponieważ europejskie rządy muszą ograniczać deficyty budżetowe. To oznacza, że do gospodarki może trafić mniej pieniądza. I tego boją się przedsiębiorcy.
– Pakiety fiskalne, np. niemieckie dopłaty do produkcji samochodów, które w dużym stopniu odpowiadały za odbudowę wzrostu, teraz będą działać słabiej. Poza tym w pierwszej połowie roku Europa odbijała się od recesyjnego dna, przez co ożywienie było tak mocne. Teraz ten efekt bazy też przestanie działać – mówi „DGP” Piotr Bielski.
Polscy ekonomiści na razie przyjmują spokojnie ostatnie spadki PMI w strefie euro. Bo indeksy ciągle są na poziomie powyżej 50 pkt – a to jest granica oddzielająca recesję od wzrostu w sektorze.

Na razie nie ma się czego bać

– Wynik 55 pkt dla przemysłu w Niemczech, mimo że jest gorszy niż miesiąc temu, to i tak jest bardzo dobry. Trudno mówić, żeby zwiastował jakieś gwałtowne załamanie – mówi Marta Petka-Zagajewska, ekonomistka Raiffeisen Banku.
Dodaje jednak, że trend jest wyraźnie spadkowy, co może niepokoić. Zwłaszcza jeśli dotyczy to gospodarki niemieckiej. Jeśli koniunktura w Niemczech będzie się schładzać zbyt szybko, ucierpi na tym polski eksport. Za Odrę trafia jedna czwarta polskich towarów sprzedawanych za granicę.
Handel zagraniczny zresztą już przestał być głównym motorem wzrostu PKB w Polsce. – To dlatego, że dzięki popytowi krajowemu ruszył import. Przez to udział tzw. eksportu netto w stosunku do dynamiki PKB już jest ujemny – mówi Petka-Zagajewska.
Jej zdaniem w drugim półroczu ta tendencja raczej się utrzyma. Żeby mieć wysoką dynamikę PKB, konieczna jest dalsza odbudowa popytu krajowego, zwłaszcza konsumpcji prywatnej. A ta w I kwartale wzrosła o 1,9 proc., a w drugim już o 2,6 proc.
– Będzie to około 3,4 proc. w trzecim i około 3 proc. w czwartym kwartale. Wtedy w całym roku mielibyśmy wzrost PKB o 3,2 – 3,3 proc. – mówi Marta Petka-Zagajewska.
Wskaźnik optymizmu w tendencji spadkowej
PMI to wskaźnik opisujący w syntetyczny sposób koniunkturę w przemyśle lub usługach. Markit Economics wylicza go dla większości krajów Europy – w tym dla Polski.
Opublikowane wczoraj dane to odczyt wstępny dla krajów ze strefy euro. Wynika z nich, że szefowie europejskich firm spodziewają się pogorszenia koniunktury, jednak indeks nadal utrzymuje się powyżej granicy 50 pkt – co oznacza wzrost w sektorze. 50 punktów jest wartością graniczną. PMI poniżej tej wartości oznacza prognozy recesji.
PMI dla przemysłu strefy euro wyniósł we wrześniu 53,6 pkt wobec 55,1 pkt na koniec sierpnia. W przypadku usług było to 53,6 pkt wobec 55,9 pkt.
Pozornie nie oznacza to załamania. Niebezpieczna jest jednak spadkowa tendencja, która zwiastuje chłodzenie gospodarek strefy euro.