Związkowcy nie mają nic przeciwko sprzedaży koncernu Polskiej Grupie Energetycznej, ale domagają się pakietów socjalnych i zmian w zarządzie. Zarzucają Skarbowi Państwa, że nie chce z nimi negocjować
Sprzedaż Energi PGE może skończyć się strajkiem – wynika z informacji „DGP”.
Związkowcom nie podoba się sposób, w jaki Skarb Państwa chce sprzedać ich firmę notowanej na giełdzie PGE. Miałaby ona przejąć 84,15 proc. akcji Energi, płacąc za to 7,53 mld zł.
– Jesteśmy rozgoryczeni. Na razie słyszymy tylko tyle, że proponuje się nam dziwną hybrydę: PGE i Energa oraz zero pakietu pracowniczego. Jeśli prawa pracownicze nie będą akceptowane, będziemy zmuszeni do strajku – mówi „DGP” Roman Rutkowski z „Solidarności” w Enerdze.

Gwarancje na lata

Podkreśla, że związkowcy nie mają nic przeciwko sprzedaży Energi PGE. Zastrzeżenia budzi sposób, w jakim MSP chce się pozbyć udziałów.
Związkowcy domagają się przeniesienia wieloletnich gwarancji, jakie mają w Enerdze. Gdyby zostały one uwzględnione, pracownicy mieliby jeszcze średnio 7-letnią pewność zatrudnienia. Drugi warunek to zmiany w zarządzie Energi, która – zdaniem związkowców – jest źle kierowana.
– Umowa społeczna nie jest akceptowana. Nie wiemy, z jakimi gwarancjami zatrudnienia mają przejść do PGE pracownicy Energi. I nikt nie chce na ten temat rozmawiać. Ministerstwo Skarbu jest pełne buty, lekceważy prawa pracownicze – dodaje Roman Rutkowski.
Przywołuje przykład spotkania, do jakiego doszło przedwczoraj między związkowcami i przedstawicielami PGE oraz Energi. Miał się pojawić na nim także przedstawiciel Skarbu Państwa, ale nie przyjechał.
– To lekceważenie pracowników. Prezes PGE powiedział, że ze strony Skarbu Państwa nie było żadnych wymagań dotyczących pakietów pracowniczych. Tymczasem gwarantuje nam to ustawa prywatyzacyjna – dodaje Roman Rutkowski.

Co zrobi Skarb Państwa

Transakcja budzi spory i ogromne emocje nie tylko związkowców. Sygnał, że sprzedaż może zostać zablokowana, dała już szefowa UOKiK Małgorzata Krasnodębska-Tomkiel. Jeśli PGE przejmie Energę, będzie miał około 42 proc. krajowego rynku produkcji energii (obecnie jest to 38 proc.). Aż o 18 proc., do 44 proc., wzrośnie jego udział w rynku dystrybucji.
Aleksander Grad, minister skarbu, odpowiedział, że analiza urzędu ma wady prawne. Szefową urzędu antymonopolowego skarcił też Jan Krzysztof Bielecki, przewodniczący Rady Gospodarczej przy premierze.
Związkowcy czekają teraz na krok MSP. Roman Rutkowski podkreśla, że pracownicy Energi oczekują od Skarbu Państwa rozmów na temat pakietu pracowniczego.
Na przyszły wtorek i środę zaplanowane jest spotkanie związków w Enerdze, na którym zapadnie decyzja co dalej. Strajk może się zacząć się za dwa, trzy tygodnie od jej podjęcia i potrwać 48 godzin.
– Odstąpimy od wykonywania pracy. Będziemy wyjeżdżać tylko w przypadku zagrożenia życia i mienia. Prądu nie wyłączymy – mówi Roman Rutkowski.
Paweł Puchalski, analityk BZ WBK, nie obawia się, by strajk zablokował transakcję. Jego zdaniem związkowcom uda się zachować posiadane gwarancje po połączeniu z PGE.
– Nie wyobrażam sobie, by było inaczej – mówi Paweł Puchalski.
Prywatyzacja przez polski kapitał
Kto powinien przejąć Energę? PGE czy inwestor zagraniczny?
Na zakończonej dziś Komisji Krajowej przyjęliśmy stanowisko, że jesteśmy przeciwni sprzedawaniu Energi inwestorowi zagranicznemu.
Dlaczego?
Zagraża to bezpieczeństwu energetycznemu naszego kraju i prawom pracowniczym. Inwestorzy zagraniczni ich nie respektują, nie inwestują w rozwój przejmowanych firm, tylko transferują pieniądze za granicę. Nie godzimy się na to.
Czy ewentualny strajk zatrzyma prywatyzację Energi?
Strajk to ostateczność. Godzimy się na prywatyzację, ale przez polski kapitał i na określonych zasadach. Uważamy, że Energę może kupić PGE, ale transakcja nie może ograniczać się tylko do połączenia obu firm. Stoimy na stanowisku, że prawa pracownicze muszą być chronione oraz że przejęcie przez PGE musi wiązać się ze zmianami w samej Enerdze, poprawiającymi jej zarządzenie.
Związkowcy z Energi przejmowanej właśnie przez PGE zapowiadają, że będą bronić swoich przywilejów. Nie wykluczają organizacji protestów podobnie jak w marcu ubiegłego roku Fot. Krzysztof Mystkowski/KFP / DGP
Fot. Materiały prasowe / DGP