Jeszcze trzy lata temu na pytanie „ile państwa w gospodarce?”ekonomiści odpowiadali „jak najmniej”. Po doświadczeniach kryzysu odpowiedź nie jest już oczywista.
Skoro sam rynek w sytuacjach kryzysowych dostaje od państwa pomoc, to może państwo jest potrzebne? Gdyby nasza giełda została sprywatyzowana, tak w Pradze czy Budapeszcie, dziś Warszawa nie byłaby centrum finansowym w naszym regionie Europy, rolę tę pełniłby Wiedeń. To on sprywatyzował i zmarginalizował giełdę czeską i węgierską.
Nawet najbardziej liberalne rządy wspierają nie tylko banki, ale całe gałęzie gospodarki. Najświeższy przykład – Berslusconi blokuje unijne porozumienie z Koreą Południową o wolnym handlu, żeby nie pogarszać sytuacji Fiata. Co ma zrobić tamtejszy urząd ochrony konkurencji? Dopuszczenie tanich koreańskich aut do unijnego rynku służy interesom nabywców, może spowodować obniżkę cen. Wejście tych aut na rynek nie służy jednak europejskim producentom.
Nasz Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów toczy podobną wojnę z ministrem skarbu Aleksandrem Gradem. Chodzi o PGE, które chce kupić gdańską Energę. Transakcji, którą forsuje minister Grad, prywatyzacją jednak nazwać nie można, bo kupujący też jest kontrolowany przez państwo. Jednak nie tylko z tego powodu sprzeciwia się jej UOKiK.
Polski rynek energetyczny opanowany jest przez kilku monopolistów terytorialnych i o konkurencji między nimi nie ma mowy. Dlatego taryfy cenowe zatwierdza Urząd Regulacji Energetyki. Dla nabywców prądu to jednak pociecha niewielka. W cenie prądu dla gospodarstw domowych zmieściły się bowiem ogromne przerosty zatrudnienia i przywileje wywalczone przez związki energetyków, które w prywatnych firmach byłyby nie do przyjęcia. Energia drożeje każdego roku w tempie o wiele szybszym niż inflacja, a znawcy rynku straszą, że będzie jeszcze gorzej. W tej sytuacji stworzenie z PGE gracza najpotężniejszego, do którego będzie należeć prawie połowa energetycznego tortu, jest dla nas wszystkich wiadomością fatalną. Dlatego UOKiK uważa, że Energa powinna zostać sprzedana któremuś z pozostałych chętnych.
Sytuacja jednak komplikuje się, gdy posłuchamy argumentów drugiej strony. Niedoinwestowana energetyka krajowa produkuje zbyt mało prądu, zaś import – z powodu braku sieci przesyłowych – jest niemożliwy. Więc bez względu na to, czy Energa zostanie sprzedana podmiotowi prywatnemu, czy też PGE – ceny będą rosły i tylko monopol państwowy zostanie częściowo zamieniony na prywatny.
Niewyjaśniona sprawa tego, ile trzeba będzie płacić za emisję dwutlenku węgla, zniechęca producentów do inwestowania w budowę nowych bloków energetycznych. Nie zniechęca jednak do budowy sieci przesyłowych, żeby można było sprowadzać prąd z zagranicy. Minister skarbu przekonuje więc premiera, że stworzenie dużego państwowego podmiotu, jaki powstanie w wyniku wchłonięcia Energi przez PGE, daje szansę, że zdobędzie on wystarczające środki, by inwestować, np. w elektrownie jądrowe.
Prywatnego właściciela państwo do niczego nie zmusi, może tylko rynkowo zachęcać. Państwowy właściciel chętniej uwzględni argumenty. Trzeba też pamiętać, że w energetyce światowej graczami rozdającymi karty na rynku są wielkie firmy, nasze przy nich to karzełki. Trzeba im więc pomóc urosnąć.