Druga fala kryzysu utrudniłaby rządowi finansowanie deficytu budżetowego w przyszłym roku. A przekroczenie przez dług progu ostrożnościowego 55 proc. PKB byłoby przesądzone.

Wczoraj Eurostat podał niepokojące dane o czerwcowej produkcji w strefie euro. Zamiast spodziewanego wzrostu o 0,6 proc., zanotowano spadek o 0,1 proc. Wcześniej Fed ostrzegł o złym stanie gospodarki USA.

Taki sygnałów jest więcej. Wraca niepokój o stan światowej gospodarki. Ekonomiści przestają się już zastanawiać, kiedy świat wyjdzie z kryzysu. Pytają za to, czy czeka nas jego drugie dno.

– Nie tylko w USA, ale i w Chinach widać symptomy spowolnienia. Byłoby głupotą wierzyć, że pozostanie to bez wpływu na Europę – mówił wczoraj agencji Bloomberg Peter Vanden Houte, ekonomista z ING. Jego zdaniem zdecydowanie zbliża się koniec boomu w przemyśle strefy euro.

Jeżeli te prognozy się sprawdzą, wzrośnie ryzyko złego scenariusza dla Polski. Maciej Reluga, główny ekonomista BZ WBK, mówi, że turbulencje na rynkach skończyłyby się spadkiem wartości złotego, wzrostem rentowności obligacji i bessą na giełdzie. Wszystko to uderzy w budżet, którego potrzeby są ogromne. Słaby złoty to wyższa wycena zagranicznej części polskiego długu. Wyższe rentowności to większy koszt jego obsługi, a bessa na giełdzie to problem z prywatyzacją.

Do tego dochodzi kolejny kłopot: agencje ratingowe mogą zacząć się przyglądać Polsce bardziej krytycznie niż dotychczas. Na razie spokojnie przyjęły plan rządu dotyczący finansów publicznych. Ale jeśli sytuacja na świecie się pogorszy, to według prof. Witolda Orłowskiego mogą dać nam ostrzeżenie: nie zaczniecie reform, to obniżymy wam rating. Jak podkreśla Mirosław Gronicki, były minister finansów, pogorszenie perspektywy ratingu zwiększa koszt obsługi długu. – Doszłoby też zapewne do osłabienia złotego – mówi.

Inwestorzy na świecie zachowują się tak, jakby uwierzyli na nowo, że dojdzie do drugiej fali recesji. Impulsem był ostatni komunikat Fed, w którym bank centralny uznał perspektywy amerykańskiej gospodarki za mocno niepewne. Choć Rezerwa Federalna jasno dała do zrozumienia, że nie zamierza stać bezczynnie i w razie czego zasili system dodatkowym zastrzykiem gotówki, inwestorzy zaczęli sprzedawać akcje na całym świecie i pozbywać się euro. Tym bardziej że opublikowane wczoraj dane w strefie euro też nie napawają optymizmem. Produkcja przemysłowa nieoczekiwanie spadła o 0,1 proc. w czerwcu, choć oczekiwano wzrostu o 0,6 proc. A kraje takie jak Grecja ciągle tkwią w recesji. W drugim kwartale tego roku grecki PKB spadł o 3,5 proc.



Możemy mieć problem

To wszystko powoduje, że na rynku nadal panuje niepewność. I dlatego dla większości polskich ekonomistów to właśnie ryzyko kolejnego załamania jest najważniejsze przy ocenie zagrożeń dla finansowania deficytu budżetowego w przyszłym roku.
– Jeśli okaże się, że nie ma odbicia, a jest stagnacja albo pogorszenie, to możemy mieć problem – mówi Maciej Reluga z BZ WBK. I wymienia: mniejszy popyt na polskie obligacje z zagranicy, co automatycznie przełoży się na wzrost ich rentowności, spadek kursów akcji na giełdzie, co spowoduje niższe wpływy z prywatyzacji i osłabienie złotego, które niebezpiecznie zwiększy ryzyko przekroczenia progu 55 proc. PKB przez dług publiczny.
Mirosław Gronicki, były minister finansów, dodaje, że rząd nie ma argumentów, dzięki którym mógłby uniknąć wzrostu rentowności w przypadku rynkowego załamania. – Oczywiście można by było temu zapobiec, gdyby potrzeby pożyczkowe się zmniejszyły albo emisje papierów były niższe. Ale to mało prawdopodobne – mówi.
A polski rząd może mieć problemy z finansowaniem deficytu nawet i bez drugiej fali kryzysu na świecie. Gronicki uważa, że MF pomyliło się, licząc wielkość potrzeb pożyczkowych w przyszłym roku. Resort uważa, że spadną one o 25 mld zł i wyniosą 57,5 mld zł. Reluga także jest zdania, że to mało prawdopodobne. A skoro tak, to resort zapewne będzie musiał zwiększyć podaż obligacji.
– Tymczasem każdy miliard dodatkowej emisji zwiększa prawdopodobieństwo przekroczenia przez dług progu 55 proc. PKB. Inwestorzy mogą na to negatywnie zareagować – mówi ekonomista BZ WBK.

Uwaga na ratingi

Premię za ryzyko zwiększyć może także pogorszenie perspektywy dla ratingów polskiego długu. Prof. Witold Orłowski z Rady Gospodarczej przy premierze spodziewa się takiej decyzji agencji ratingowych. Jak mówi, o ile zmiana perspektyw nie musi oznaczać gwałtownego wzrostu rentowności, o tyle obniżenie samych ratingów – już tak.
– Obniżenie perspektyw to ostrzeżenie. Gdyby jednak kraje regionu, w tym Polska, nie podjęły w ciągu najbliższego roku działań, by poprawić stan finansów publicznych, to mogłoby nastąpić obniżenie ratingu. Wtedy konsekwencje byłyby wyraźne – mówi Orłowski.