Polska nie będzie windować opłat za wydobycie gazu łupkowego. Rząd obawia się, że dociśnięcie firm poszukujących surowca spowoduje wzrost cen gazu. A do tego zniechęci inwestorów, dzięki którym może się rozkręcić rynek pracy.
Bez zagranicznych inwestorów nie da się w Polsce znaleźć gazu łupkowego. Ponieważ tylko oni mają technologię i pieniądze, rząd musi obchodzić się z nimi jak z jajkiem.
Zwłaszcze że wydatki na poszukiwania złóż są gigantyczne – cały program może kosztować nawet 25 mld zł. Rachunek wygląda tak: samo wykonanie odwiertu to koszt około 30 mln zł; na jednej koncesji trzeba wykonać ich nieraz kilkanaście. Firmy poszukujące gazu, które mają po dwie, trzy koncesje, muszą się liczyć z wydatkiem rzędu 1 – 1,5 mld zł. W przypadku PGNiG, które ma 11 koncesji i stara się o kilka kolejnych, w grę wchodzi 5 mld zł.

Giganci wiercą

Polskich firm nie stać na tak ogromne wydatki, a do tego nie posiadają odpowiednich technologii. Dlatego muszą współpracować z zagranicznymi koncernami.
Do Polski udało się już ściągnąć światowych liderów, m.in. ConocoPhillips, Exxon, Chevron. Do nich należy 3/4 wszystkich koncesji.
– Nie możemy działać krótkowzrocznie i już na początku kazać koncernom słono płacić za poszukiwania i wydobycie. To by zniechęciło je do inwestowania w Polsce – tłumaczy nam ekspert Państwowego Instytutu Geologicznego (PIG).
– Czas na zarobek przyjdzie, gdy gaz zostanie już znaleziony i będzie wydobywany – mówi Henryk Jacek Jezierski, wiceminister środowiska i główny geolog kraju.
Inwestorzy chętnie u nas wiercą, bo prognozy dla naszego rynku są rewelacyjne: krajowe złoża gazu łupkowego mogą sięgać nawet 3 bln m sześc. Jeżeli okażą się prawdziwe, Polska z importera stanie się eksporterem gazu.
Zachodnich gigantów przyciąga do nas perspektywa wysokich zysków. Ponieważ firmy poszukiwawcze mają pierwszeństwo przy otrzymywaniu koncesji wydobywczych, to one staną się największymi beneficjentami gazowego boomu. Zarobią krocie: na przykład w USA, gdzie gaz z łupków jest już wydobywany, 1000 m sześc. kosztuje teraz 180 – 280 dol.
Rząd liczy na to, że przy gazowym boomie polska gospodarka zyska. Dlatego godzi się, by poszukiwania i wydobycie gazu z łupków, tak jak działalność gospodarcza, obłożone były tylko 19-proc. podatkiem CIT i niewielkimi opłatami koncesyjnymi. Wynoszą one zaledwie około 5 zł za 1000 m sześc. gazu.
To inna filozofia niż w krajach czerpiących zyski z gazu. Tam podatki za wydobycie są wyższe, np. w Norwegii sięgają 78 proc.

I tak zyskamy

Resort środowiska uważa, że w Polsce przyjęcie takiego rozwiązania byłoby ryzykowne. – Jeśli obłożymy gaz łupkowy wysokimi podatkami, straci na tym przede wszystkim odbiorca, bo cena surowca wzrośnie – mówi wiceminister Jezierski.
Dlatego o żadnych podwyżkach opłat nie ma mowy. W Sejmie znajduje się właśnie znowelizowany projekt ustawy – Prawo górnicze i geologiczne – który reguluje kwestie związane z koncesjonowaniem poszukiwań i wydobycia m.in. gazu. Rząd nie wprowadził w nim żadnych zmian dotyczących opłat za eksploatację złóż łupkowych. Dzisiaj będzie uzasadniał swoje stanowisko w parlamencie – projektem nowelizacji ma się zająć senacka komisja gospodarki narodowej.
Paweł Poprawa z PGI przekonuje, że państwo i tak zarobi na gazie, nawet jeżeli nie podniesie opłat i podatków. Jeżeli ruszy wydobycie, powstaną tysiące nowych miejsc pracy, a do tego rozkręcą się inwestycje w lokalną infrastrukturę.