Rynek energetyki słonecznej rośnie w błyskawicznym tempie. Jego wartość co roku zwiększa się o 40 proc. Teraz sięga już 500 mln zł.
W tym roku liczba budynków, na których zamontowano kolektory, może sięgnąć 70 tys., twierdzą przedstawiciele Panelu Słonecznego 20x2020 – organizacji zrzeszającej producentów i instalatorów systemów wykorzystujących energię słoneczną. Jeszcze dwa lata temu było ich dużo mniej.
– Sprzedaż kolektorów rośnie. W tym roku wyniesie 144 tys. mkw. – mówi Sebastian Musioł, specjalista ds. marketingu firmy WATT, produkującej panele. Pięć lat wcześniej było to zaledwie 28 tys. mkw.
Tempo byłoby jeszcze większe, gdyby branża otrzymała mocne wsparcie zarówno od instytucji państwowych, jak i od banków. Wprawdzie Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej oferuje klientom indywidualnym – za pośrednictwem banków – 45-proc. dotacje na kolektory, ale to kropla w morzu potrzeb. Zwłaszcza że pomoc sporo kosztuje.
– Kredyt na kolektory jest oprocentowany w banku na ok. 10 proc., a do tego od dotacji trzeba jeszcze zapłacić podatek dochodowy – tłumaczy Jerzy Grabek z Junkersa.
Według niego brakuje jasnego systemu wspierania inwestycji w energetykę słoneczną. Eksperci twierdzą, że nie ma go nawet w rządowym dokumencie „Krajowy plan działań”, gdzie określona jest droga Polski do osiągnięcia 15 proc. udziału odnawialnych źródeł w całkowitym zużyciu energii w 2020 r.
Całkiem jednak możliwe, że konkrety jeszcze się pojawią, bo Polska zwleka ze złożeniem planu działań do Komisji Europejskiej, która ma go zaakceptować. Trzeba było to zrobić do 30 czerwca 2010 r., ale Warszawa poinformowała Brukselę, że dostanie go do końca sierpnia.