Wprowadzenie opłaty dworcowej od 2012 roku może kosztować przewoźników 134 mln zł rocznie. Za pomysł zapłacą pasażerowie, bo przewoźnicy podniosą ceny biletów.
– Co roku dokładamy do utrzymania dworców 30 mln zł. Albo wprowadzimy opłatę dworcową opartą na rzeczywistych kosztach utrzymania, albo będziemy zmuszeni zamknąć kilkaset dworców na kłódkę – mówi Jacek Prześluga, wiceprezes PKP SA. To do nich należy ponad 2,6 tys. polskich dworców. Zaledwie tysiąc jest czynnych. Spośród nich tylko garstka na siebie zarabia, głównie w dużych miastach. Nawet 600 grozi zamknięcie.
W 2010 roku na utrzymanie dworców PKP przeznaczy 126 mln zł. Wpływy od przewoźników, którzy obecnie mają ze spółką umowy dzierżawy kas, pomieszczeń wspólnych, np. dworcowych hallów, są o kilkadziesiąt milionów niższe. Powód – od 2001 roku stawki były jedynie waloryzowane o inflację. Nowa opłata dworcowa ma być urealniona i obliczona na podstawie kategorii dworca, na którym zatrzymuje się pociąg, liczby zatrzymań składów oraz długości pociągu.
Wczoraj zarząd spółki przedstawił symulację kosztów wprowadzenia opłaty dworcowej, która będzie dotyczyć jedynie części niekomercyjnych. Z danych wynika, że gdyby opłata została wprowadzona w 2012 roku, największą składkę płaciłyby Przewozy Regionalne – aż 58,5 mln zł rocznie. Żeby zrekompensować sobie ten wydatek, spółka należąca do 16 marszałków musiałaby podnieść cenę jednego biletu o 48 groszy.
Na państwowe PKP Intercity przypadło niewiele ponad 28 mln zł. Jeżeli spółka będzie chciała przerzucić te koszty na pasażerów, musi podnieść cenę biletu o 54 grosze.
Jacek Prześluga twierdzi, że przewoźnicy wcale nie muszą sięgać do kieszeni pasażerów.
– Mogą zdecydowanie ciąć koszty i oszczędzać – mówi.
Wprowadzenie opłaty dworcowej przewiduje nowela ustawy o transporcie kolejowym. Projekt wyszedł już z Ministerstwa Infrastruktury i przechodzi uzgodnienia międzyresortowe. Jeżeli opłata miałyby wejść w życie razem z rozkładem jazdy na lata 2011/2012, posłowie z uchwaleniem nowego prawa muszą zdążyć do zimy. PKP musi bowiem powiadomić przewoźników o wysokości stawek 12 miesięcy przed ich wprowadzeniem.
Eksperci chwalą pomysł, ale ostrzegają. – Jeżeli ma ona pozwolić na uporządkowanie dworcowego bałaganu, jestem za – mówi Jakub Majewski, ekspert rynku kolejowego.
– Zbieraniem pieniędzy powinna się zajmować odrębna spółka, która będzie zarządzać dworcami. W innym przypadku nie będzie pewności, czy pieniądze z opłaty dworcowej faktycznie będą szły na dworce – mówi Jakub Majewski.
Jacek Prześluga nie potrafił jasno odpowiedzieć, czy spółka Dworzec Polski zostanie powołana do zarządzania dworcami i rozliczania opłaty.