Prezydent Białorusi Alaksandr Łukaszenka potępił w piątek groźby rosyjskiego monopolisty gazowego Gazpromu, który zapowiedział, że ograniczy dostawy surowca na Białoruś, jeśli kraj ten nie spłaci zadłużenia. Zdaniem Łukaszenki, Białoruś nie ma długu.

"Stanowisko Rosji dotyczące dostaw gazu na Białoruś jest nie do przyjęcia" - oświadczył prezydent podczas wizyty w obwodzie mohylewskim (wschód kraju).

Zdaniem Łukaszenki Białoruś nie ma u Rosji długu za dostawy gazu. Wyraził jednak przekonanie, że spór uda się rozwiązać.

"Prowadzimy rozmowy. Jeśli wyjść ze stanowiska Rosji, jest to dług. Jeśli wyjść z tego, co powiedziałem, długu nie ma. Ale myślę, że się porozumiemy" - oznajmił.

"Jeśli zgodzimy się, że to dług, a Rosji będzie trudno go zaakceptować i pozostawić ubiegłoroczną cenę - zapłacimy. Znajdziemy pieniądze" - obiecał.

Wcześniej w piątek szef Gazpromu Aleksiej Miller zapowiedział utworzenie grupy roboczej, której zadaniem będzie przygotowanie redukcji dostaw gazu.

Gazprom dał białoruskiej firmie Biełtransgaz czas do 21 czerwca na "spłacenie zakumulowanego długu". Według Gazpromu wynosi on blisko 200 mln dol. Według strony rosyjskiej Białoruś płaci należności za gaz bez uzgodnienia z Moskwą według starych stawek z 2009 roku.

Rzecznik rosyjskiego koncernu Aiergiej Kuprijanow potwierdził, że dostawy mogłyby zostać zmniejszone o 85 proc. od godz. 8.00 czasu polskiego w poniedziałek.

Łukaszenka odniósł się też do sytuacji w Kirgistanie. Według niego tymczasowy rząd tego kraju nie zdoła jej rozwiązać zgodnie z prawem i konieczne jest włączenie do tych zabiegów przebywającego od kwietnia na Białorusi obalonego prezydenta Kirgistanu Kurmanbeka Bakijewa.

"Prezydenta nie ma, parlament został rozpędzony.(...) Kto zasiada w tymczasowym rządzie, kto ich mianował? Nikt. Nie należy teraz atakować Bakijewa. Trzeba go poprosić" - oświadczył Łukaszenka.

Jest on zdania, że obecna sytuacja w Kirgistanie, gdzie w etnicznych starciach uzbecko-kirgiskich zginęły co najmniej 192 osoby, rodzi napięcie w całym regionie. "Już zaczęli tam ściągać terroryści z całego świata. To już niepokoi Uzbekistan, Tadżykistan, Kazachstan. A i Rosji nie jest przyjemnie" - oświadczył.

Łukaszenka dodał, że Białoruś podpisze wszystkie dokumenty dotyczące unii celnej z Rosją i Kazachstanem, jeśli od 1 lipca zostaną zniesione cła na produkty naftowe dla Białorusi, a od 1 stycznia przyszłego roku cel na ropę.

W czerwcu 2009 roku Rosja, Białoruś i Kazachstan zapowiedziały, że ich unia celna zacznie funkcjonować od 1 stycznia 2010 roku. Obwieściły też, że do Światowej Organizacji Handlu (WTO) zamierzają przystąpić jako wspólny obszar celny.



W listopadzie ubiegłego roku trzy kraje ogłosiły, że od 1 lipca 2010 roku w ramach ich unii celnej będzie istnieć wspólny obszar celny, na terytorium którego będą obowiązywać jednakowe stawki celne. Porozumienie w tej sprawie podpisali prezydenci Rosji, Białorusi i Kazachstanu - Dmitrij Miedwiediew, Alaksandr Łukaszenka i Nursułtan Nazarbajew.

W grudniu 2009 roku trzy kraje obwieściły, że najpóźniej 1 stycznia 2012 roku utworzą wspólny obszar gospodarczy.

Jednakże rozmowy premierów Rosji, Białorusi i Kazachstanu - Władimira Putina, Siarhieja Sidorskiego i Karima Masimowa - w sprawie ujednolicenia stawek celnych zakończyły się fiaskiem. Głównie z powodu bezkompromisowości Mińska. W zaistniałej sytuacji Rosja i Kazachstan w końcu maja poinformowały, że wspólny obszar celny utworzą bez Białorusi.

Rosja nie chce spełnić żądania strony białoruskiej i znieść cła wywozowego na całość ropy naftowej eksportowanej na Białoruś. Ropę na potrzeby wewnętrzne Białorusi - 6,3 mln ton rocznie - Rosja dostarcza jej z zerową stawką cła eksportowego.