Inwestycje idące w miliardy euro albo fala blackoutów już podczas Euro 2012. Nie ma innej alternatywy dla energetyki.
Prywatyzacja ma być jednym ze sposobów na jej unowocześnienie.
Specjaliści z branży energetycznej ostrzegają, że już za dwa lata może zabraknąć prądu w Polsce. W marcowym raporcie Bank Światowy zarysował dramatyczną wizję długotrwałych przerw w dostawach energii, które do 2020 roku mogą ogarnąć całą Europę Wschodnią.
– W perspektywie kilku najbliższych lat będziemy mieli do czynienia z niedoborem energii. Stąd konieczność zapewnienia inwestycji w budowę nowych mocy – mówi Marcin Purta z firmy doradczej McKinsey.
Eksperci szacują, że do uniknięcia paraliżu elektroenergetyka będzie potrzebować 30 – 50 mld euro.
Tak potężne plany inwestycyjne wynikają z jednej strony z przestarzałych technologii stosowanych w polskich elektrowniach, które sukcesywnie będą zamykane. Jeżeli nie zostaną zastąpione przez nowe, Polsce grozi deficyt elektryczności, który trzeba będzie uzupełniać importem droższej energii z Zachodu. Z drugiej strony Unia Europejska śrubuje wymogi dotyczące ochrony klimatu, naciska na wzrost udziału energii zielonej i gazu, przede wszystkim jednak energetyki jądrowej.
Obecnie na polskim rynku energii elektrycznej karty rozdaje siedem koncernów produkujących prąd i handlujących nim, w tym cztery potężne państwowe grupy. Enea związana jest z zachodnią Polską, Energa – północną, Tauron – południem, a na wschodzie dominuje Polska Grupa Energetyczna. Wpływy tej ostatniej praktycznie jednak rozlewają się na cały kraj. Powód – PGE wytwarza w swoich elektrownich aż 40 proc. energii i sprzedaje ją dalej. Drugi – Tauron – zaledwie 15 proc. Trzeci – Zespół Elektrowni PAK – 12 proc. Po nich jest Enea z 8-proc. udziałem w rynku i Elektrownia Rybnik – 7 proc. Reszta uczestników rynku ma poniżej 5 proc.
Sektor potrzebuje inwestycji, ponieważ z roku na rok produkuje coraz mniej prądu, a zapotrzebowanie ze strony gospodarki rośnie.
Skąd firmy mają wziąć środki potrzebne do sfinansowania inwestycji? Eksperci mówią wprost: konieczne są kredytowanie oraz prywatyzacja.
Bankowe pożyczki oznaczają jednak, że cześć kosztów trzeba będzie przerzucić na odbiorców. Rachunki za energię rosną już teraz. W 2009 r. średnie ceny wytwórców w sprzedaży przedsiębiorstwom obrotu wzrosły o 31 proc. w stosunku do roku poprzedniego, a ceny, po których przedsiębiorstwa obrotu sprzedawały energię odbiorcom końcowym, zwiększyły się o 41 proc.
Dla firm z udziałem państwa dobry pomysł to prywatyzacja. Na przełomie czerwca i lipca na GPW zadebiutuje Tauron.
– Chcielibyśmy pozyskać z IPO nawet 4 mld zł – mówi Dariusz Lubera, prezes Tauronu.
Od 2009 roku na parkiecie notowane są już PGE oraz Enea. Skarb Państwa wciąż jednak sprawuje w nich kontrolę. Niewykluczone, że jeszcze w tym roku pozbędzie się jednak kolejnych 20 proc. udziałów PGE.
Dla gdańskiej Energi państwo od razu postanowiło poszukać inwestora strategicznego. Tutaj może jednak łatwo się potknąć. Zainteresowanie zgłosiła bowiem PGE. Oddaniu gigantowi Energi sprzeciwia się Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Twierdzi, że może to być krok do zmonopolizowania rynku.