Za młody jestem, żeby wiedzieć, jakimi prawami rządzi się świat. Ale po kilku tysiącach rad i narad jedno prawo mogę już ogłosić – każde ciało powołane do rozwiązania problemów nierozwiązywalnych musi powołać kolejne dwa ciała do rozwiązania problemów, których samo nie potrafi rozwiązać.
Swego czasu premier Tusk powołał Radę Gospodarczą do rozwiązania problemów gospodarczych. W Polsce to jest problem nie do rozwiązania. Głównie za sprawą tysięcy urzędników, doradców i dziesiątek ministrów usiłujących zapanować nad tym, co Milton Friedman nazwał kreatywnym chaosem wolnego rynku.

Wymiar strategiczny

Zgodnie z moją teorią Rada Gospodarcza pod Janem Krzysztofem Bieleckim po trzech miesiącach uznała za konieczne powołanie dwóch ciał. Oba mają walczyć z nepotyzmem i politycznymi koligacjami w spółkach Skarbu Państwa. Komitet nominacyjny ma służyć do nominowania ludzi, którzy nie są kuzynami ani znajomymi polityka. Departament nadzoru właścicielskiego w Ministerstwie Skarbu ma pilnować, by nominowani przez komitet nominacyjny zostali później nominowani do spółek Skarbu Państwa.
Każdemu z tych nowych ciał daję trzy miesiące na powołanie dwóch kolejnych ciał do rozwiązania problemów, których one same nie będą w stanie rozwiązać. Spółki Skarbu Państwa nie przypadkiem znalazły się w rękach polityków. Ich kierownictwo z założenia ma ważniejsze sprawy do załatwienia niż przynoszenie pieniędzy udziałowcom. Politycy mają na to specjalny termin – strategiczny wymiar gospodarki. I to za sprawą tego wymiaru koleje nie troszczą się o przewożenie ludzi, a KGHM o wytapianie miedzi.
Na łamach „DGP” prezentowaliśmy mnóstwo państwowych spółek, jak zakłady produkujące ocet, musztardę czy sieci rybackie. Nie podejmuję się objaśniania ich strategicznych wymiarów. Wielu starszych kolegów próbowało, a ja dalej nic z tego nie rozumiem. Jasne jest jednak dla mnie, że takimi spółkami kierować powinni ludzie, którzy to rozumieją. W najlepszym razie politycy, którzy to wymyślili, a jak nie oni osobiście, to przynajmniej ich znajomi albo dzieci.
Jak już dwa nowe ciała się ukonstytuują, wybiorą zarząd, skarbnika, zatrudnią sekretarki i zdecydują, kto jakim powinien jeździć samochodem, to na sesji przed Bożym Narodzenie powołają nowy organ. Najchętniej resort. Podlegać będą mu wszystkie dotychczasowe rady i komitety. Nowy zarząd wyda oświadczenie, że najpóźniej do wiosny stworzy mapę zadaniowości (modny ostatnio termin).

W hurcie taniej

Przerabiamy to już od dwóch lat. W 2008 r. premier powołał zespół doradców strategicznych. Na jego czele zasiadał Michał Boni. Zespół podjął się licznych nierozwiązywalnych zadań, wśród nich uporządkowania spraw gospodarczych. W synergii z Ministerstwem Finansów wypracował mapę drogową do planu konsolidacji finansów. Znaleziono 20 mld zł oszczędności, ale widać ich nie wdrożono, bo wydatki państwa dalej rosły szybciej niż wpływy. Wyciągnięto wnioski i powołano nowe ciało nadzorujące poprzednie – Komitet Stały Rady Ministrów. Po kilku miesiącach zmagań powołano wspomnianą już Radę Gospodarczą, która w synergii ze stałym komitetem po sześciu miesiącach opracowała mechanizm ograniczania deficytu budżetowego. A w zasadzie dwa mechanizmy. Boni wierzy, że jeżeli urzędnicy szybciej będą przelewać pieniądze z urzędu do urzędu, to oczekujący na pieniądze urzędnicy będą mniej pożyczać. Drugi mechanizm to wspólne zamówienia na papier i długopisy. W hurcie będzie taniej. I módlmy się o naprawdę dobre zniżki, bo deficyt już ciągnie złotego w dół. Opłaty za obsługę długu państwa osiągną 39 mld zł w tym roku. A deficyt przekroczył już 7,1 proc. PKB. Czesi przy deficycie 5,9 proc. wpadli w panikę i zapowiedzieli redukcję wydatków o 30 proc. Niemcy tną 10 mld euro rocznie. Brytyjczycy zwalniają 300 tys. osób z budżetówki. Węgrzy z deficytem 7,5 proc. mówią o katastrofie. A my mamy nadzieję zarobić na zniżkach u dystrybutora. Tylko czekać na Narodową Radę Ocalenia Skonsolidowanych Zakupów.