Uruchomienie 750-miliardowego pakietu ratunkowego oznacza koniec gigantycznych subwencji dla Polski z UE. Dziś dostajemy rocznie 10 mld euro netto. Eldorado może się skończyć w 2013 r.

Dzięki strumieniowi unijnych pieniędzy Polska nie tylko buduje autostrady czy oczyszczalnie ścieków, ale też jako jedyny kraj UE uniknęła w zeszłym roku recesji. – Jeżeli w następnej perspektywie finansowej Unii (2014 – 2020) utrzymamy obecny poziom unijnej pomocy, Polska dogoni poziomem rozwoju kraje zachodnie, a nawet może zacząć dopłacać do innych – zapowiada komisarz UE ds. budżetu Janusz Lewandowski.

Jednak w momencie uchwalenia gigantycznego, wartego 750 mld euro mechanizmu pomocy dla państw unii walutowej ta perspektywa stanęła pod znakiem zapytania. – Jeżeli te pieniądze trzeba będzie uruchomić, Polska może zapomnieć o utrzymaniu obecnego poziomu subwencji po 2013 r. – mówi nam wysoko postawione źródło w Komisji Europejskiej.

Już teraz Niemcy, Francja, Wielka Brytania i inne kraje – które finansują gros unijnego budżetu – z trudem spłacają gigantyczny dług powstały w czasie kryzysu. Jeśli będą musiały uruchomić setki miliardów euro na ratowanie Hiszpanii czy Portugalii, na utrzymanie pomocy rozwojowej dla Europy Środkowej nie wystarczy pieniędzy. – Wtedy wszyscy będą szukali oszczędności, w pierwszej kolejności tnąc składkę do budżetu UE – uważa Antonio Missiroli, prezes brukselskiego European Policy Center.

Tego chce uniknąć Janusz Lewandowski, który już 27 maja rusza do Berlina – a potem do kolejnych stolic Europy – by bronić pomocy strukturalnej dla mniej rozwiniętych krajów UE. To właśnie Niemcy mogą być jego najważniejszym przeciwnikiem: po trzydziestu latach pompowania wielomiliardowych subwencji w gospodarkę Grecji, co bynajmniej nie zapobiegło horrendalnej dziurze budżetowej, Berlin nie ma ochoty do wspierania biedniejszych członków UE. „Znowu okazaliśmy się idiotami Europy” – tak podsumował w tym tygodniu uczucia Niemców popularny tabloid „Bild Zeitung”, gdy gabinet Angeli Merkel ogłosił, że wyłoży ponad 20 mld euro na ratowanie Aten.

Batalia o kształt budżetu Unii na lata 2014 – 2020 rozegra się w trzech odsłonach. Najpierw bogate kraje Wspólnoty spróbują ograniczyć całość wydatków grubo poniżej 1 proc. dochodu narodowego UE. Potem będą się starały doprowadzić do osłabienia wspólnej polityki rolnej na rzecz poszczególnych rządów. A na koniec rozbić sojusz państw Europy Środkowej i krajów śródziemnomorskich w walce o subwencje.
Przedsmakiem nadchodzącego starcia była w tym tygodniu debata w Radzie UE o unijnym budżecie na przyszły rok. Komisarz ds. budżetu Janusz Lewandowski – korzystając z możliwości wprowadzania niewielkich zmian w uzgodnionych już wydatkach Brukseli – zaproponował, aby w 2011 r. zwiększyły się one o 6 proc., przede wszystkim z powodu nowo powstającego korpusu unijnej dyplomacji.



Będą radykalne cięcia

– Reakcja ambasadorów Niemiec, Wielkiej Brytanii, Holandii i kilku innych krajów była bardzo ostra. Pytali, jak można zwiększać budżet Unii w chwili, gdy wszystkie państwa UE tną wydatki – mówi „DGP” unijny dyplomata. Niemcy, Holandia, Austria i Szwecja już zapowiedziały, że będą walczyły o zasadnicze obniżenie całego budżetu UE po 2013 r. do grubo poniżej 1 proc. PKB Unii. To oznacza jedno: radykalne cięcia m.in. w mających dla Polski kluczowe znaczenie subwencjach na politykę strukturalną i dopłaty rolne.
Przeforsowanie tego pomysłu oznacza, że UE czekają burzliwe czasy. – W tej kwestii bogate kraje nie zajmują jednolitego stanowiska. Francja jest zwolenniczką dużego budżetu, bo to warunek utrzymania w obecnym kształcie wspólnej polityki rolnej, z której korzysta najbardziej. Z kolei Londyn korzysta ze specjalnego rabatu (płaci tylko 1/3 należnej składki) i tak długo, jak go utrzyma, nie będzie oponować przeciw dużemu budżetowi – uważa Hugo Brady, ekspert londyńskiego Center for European Reform. Niewątpliwie jednak Berlin czy Paryż będą naciskać na likwidację brytyjskiego wyjątku. – Wówczas Londyn rozpocznie walkę o renacjonalizację wspólnej polityki rolnej. To radykalnie ograniczyłoby brytyjską składkę, bo Anglicy otrzymują niewielkie dopłaty do rolnictwa – podkreśla Antonio Missiroli, prezes brukselskiego European Policy Center.
W przyszłym roku – na 130 mld euro wydatków – subwencje rolne mają pochłonąć prawie 60 mld euro. Prezydent Nicolas Sarkozy już zapowiedział, że użyje wszelkich środków, aby dopłaty rolne pozostały na obecnym poziomie, a Bruksela zachowała monopol na ich wypłatę. Sojusznikami Paryża są tu inni wielcy producenci rolni: Hiszpanie, Irlandczycy czy Rumuni. Francja może przy okazji liczyć na przychylność komisarza UE ds. rolnych, Rumuna Daciana Ciolosa.

Priorytet dla Polski

Na cięciach w wydatkach rolnych bardzo dużo straciłaby Polska. Jednak na razie nasz kraj woli w tej rozgrywce nie uczestniczyć. – Nie można walczyć na wszystkich frontach. W tej sprawie wolimy schować się za plecami Sarkozy’ego – przyznaje źródło w polskim rządzie.
Priorytetem Polski są fundusze strukturalne – główne źródło subwencji dla naszego kraju. W latach 2007 – 2013 mamy otrzymać z tego tytułu aż 67 mld euro. Podobny poziom może być nie do utrzymania w budżecie na lata 2014 – 2020. Paradoksalnie możemy tu jednak liczyć na wsparcie krajów śródziemnomorskich, zarówno biedniejszych – Hiszpanii czy Portugalii – jak i bogatszych, jak Włochy. Przed kryzysem zakładano, że dzięki szybkiemu rozwojowi po 2014 r. będą one zbyt bogate, by mieć prawo do tego typu subwencji. Teraz wiadomo, że tak nie będzie. – Grecy tną wszelkie możliwe wydatki publiczne. Fundusze strukturalne UE stają się dla nich niemal jedynym źródłem inwestycji – podkreśla Janusz Lewandowski. W przyszłym roku Ateny mają otrzymać z funduszy strukturalnych 2,8 mld euro.
DGP