Duże wahania kursu euro i franka po raz kolejny uświadomiły kredytobiorcom, co to jest ryzyko walutowe. Ci, którzy regulują zobowiązania w pierwszej dekadzie miesiąca, zapłacili dużo wyższe raty.
Gwałtowny wzrost notowań w ubiegłym tygodniu spowodował, że rata walutowego kredytu na 300 tys. zł, udzielonego w okresie boomu, podskoczyła o 50 – 100 zł.
W ciągu kilku dni euro zdrożało z 3,90 zł do 4,2 zł, a frank z 2,80 zł do 3 zł. Poniedziałek przyniósł całkowitą zmianę sytuacji i powrót walut do kursów z początku miesiąca.
– Jeśli ktoś w piątek musiał spłacić kredyt w euro, to jego miesięczna rata wyniosła ok. 1406 zł. Taki sam kredyt, ale spłacany wczoraj, kosztował o 50 zł mniej. Podobnie jest przy frankach – w piątek rata wynosiła ok. 1504 zł, a w poniedziałek o 77 zł mniej – mówi Jarosław Sadowski z Expandera.Przy takim samym kredycie złotowym i przeciętnym oprocentowaniu miesięczna rata wynosi 1614 zł.
Z wyliczeń Expandera wynika, że w przypadku kredytów walutowych z początku 2008 roku, gdy udzielano ich najwięcej, rata kredytu w euro zrówna się z pożyczką złotową dopiero przy kursie 4,75, a pożyczki frankowej przy cenie 3,14 zł za franka.
– Gdyby fala greckiego kryzysu przeniosła się do Portugalii i Hiszpanii, to niewykluczone, że mielibyśmy takie kursy, ale teraz nie wydaje mi się to prawdopodobne – mówi Jarosław Sadowski.



O ile osoby spłacające kredyty walutowe cierpiały z powodu gwałtownego osłabienia złotego, o tyle ci, którzy dopiero się o nie starają, mieli powody do zadowolenia. Biorąc wczoraj 300 tys. zł w euro, kredytobiorca zadłużył się na ponad 77 tys. euro. Jeśli kredyt został przydzielony w miniony piątek, gdy waluta była najdroższa, to wartość pożyczki wyniosła 75 tys. euro. Jednak tylko nieliczni skorzystali z tak korzystnych relacji kursowych.
– Aby kredyt został wypłacony w miniony czwartek lub piątek, gdy euro i frank były najdroższe, to wniosek o wypłatę musiał być złożony prawie tydzień wcześniej. Raczej nikt nie był w stanie przewidzieć takiej sytuacji, więc jest to wygrana jak na loterii – uważa Jarosław Sadowski.
Eksperci zwracają uwagę, że dzisiejsze kursy walut, mimo spadku, nadal są relatywnie wysokie. Dlatego kredyty w euro i frankach są bardziej atrakcyjne od złotowych niż jeszcze kilka tygodni temu. Różnica w wysokości raty przy nowych kredytach przekracza 25 proc.
Taka sytuacja nie będzie trwała wiecznie, bo kursy mogą powrócić do poziomów sprzed kryzysu greckiego. W tym czasie bank może rozpatrywać nasz wniosek kredytowy, a zwykle trwa to od 2 tygodni do miesiąca (dłuższe terminy obowiązują najczęściej w bankach, które oferują niższe oprocentowanie i dlatego mają więcej klientów). W praktyce jest mało prawdopodobne, by kredytobiorca był w stanie je przewidzieć z tak dużym wyprzedzeniem, jaki kurs będzie w momencie udzielania kredytu.
O atrakcyjności kredytów walutowych decyduje więc nie tylko aktualna cena walut, ale głównie odsetki. Oprocentowanie najtańszych kredytów w euro zaczyna się od 3,1 proc. (3,74 dla franka). Dla porównania najniższe oprocentowanie kredytów w złotych (bez wykupywania dodatkowych usług bankowych) wynosi prawie 6 proc.