Polska jest rekordzistą pod względem możliwości korzystania ze środków pomocowych UE, ale nie znaczy to, że robi to efektywnie.
Mamy najgorszą infrastrukturę drogową, najmniejsze wydatki na badania oraz rozwój i jest jedną z najbardziej energochłonnych gospodarek UE. Przepaść, która w tych dziedzinach dzieli nas od Europy Zachodniej jest nie do pokonania w krótkim czasie bez zewnętrznego wsparcia. Jedyne, co mamy do dyspozycji bez zadłużania naszego państwa to fundusze unijne.
W 2005 roku nasz kraj dostał rekordową w historii Unii pulę unijnych funduszy. Do 2015 roku ma trafić do nas ponad 67 mld euro.
Te pieniądze są bardzo ważne dla polskiej gospodarki, bo napędzają ją. Dzięki nim (oraz silnemu osłabieniu złotego) Polską uniknęła w 2009 roku spadku PKB i stała się zieloną wyspą na mapie Europy. Z szacunków Ministerstwa Rozwoju Regionalnego wynika, że połowa polskiego wzrostu PKB (1,6 proc.) w ubiegłym roku została wygenerowana właśnie przez środki unijne.

Coraz większy wpływ na PKB

– W następnych latach wpływ funduszy unijnych na polską gospodarkę będzie rósł i może osiągnąć nawet 1 pkt proc. wzrostu PKB – mówi Jakub Borowski, główny ekonomista Invest Banku.
Podkreśla, że na środki z UE powinniśmy patrzeć od strony podażowej. Czyli najważniejsze nie jest to, ile ich wydamy, ale jak je wykorzystamy oraz jak one wpłyną na wydajność polskiej gospodarki.
Jest to pierwszy obszar, na którym swoją pracę powinien skoncentrować rząd. Ubiegły rok stał pod znakiem maksymalizacji wydatków z funduszy unijnych. To powodowało, że w imię rozruszania gospodarki w kryzysie duża część środków pomocowych trafiła nie tam, gdzie powinna.
Dlatego ten rok powinien zostać wykorzystany na prace nad zwiększeniem efektywności wykorzystania funduszy z UE. Niestety, pole do manewrów jest małe, bo – licząc z dużymi projektami infrastrukturalnymi – rozdzieliśmy ponad 75 proc. dostępnych środków.



Pieniądze wydawać elastycznie

Niezbędne jest przesunięcie pieniędzy z działań, które idą słabo, do obszarów kluczowych dla polskiej gospodarki. Szczególnie, że zaczyna brakować środków na wsparcie przedsiębiorczości, ochronę środowiska czy badania naukowe. Z drugiej strony są obszary, w których wydatkowanie jest na niskim poziomie. Kiepsko idą inwestycje infrastrukturalne, na które Polska przeznaczyła większość funduszy. Podobnie jest ze wsparciem na cele społeczne (wyjątkiem są szkolenia i dotacje na założenie własnego biznesu) oraz z projektami rozwoju otoczenia biznesu.
Efektywność wykorzystania funduszy unijnych jest ważna, bo oczy całej UE są zwrócone na Polskę. Jeśli nasz kraj poniesie klęskę w tym obszarze i przeje 67 mld euro, to może to być koniec polityki spójności w obecnym kształcie. Od 2009 roku w UE toczy się zażarta dyskusja nad kształtem polityki spójności w latach 2014–2020. Najbogatsze państwa kontynentu coraz głośniej podnoszą zarzut, że fundusze unijne są nieefektywnie wykorzystywane. Dlatego chcą ich marginalizacji i ograniczenie do takich obszarów jak: innowacyjność, ekologia, zielona energetyka i technologie komunikacyjne. Takie propozycję padły podczas prac nad nową strategią „Europa 2020”.

Walka o kolejny budżet

W tym roku ruszą pracę nad finansowym kształtem budżetu UE na lata 2014–20. Polski rząd powinien zintensyfikować swoje wysiłki, by w następnej perspektywie do Polski trafiło jak najwięcej funduszy unijnych, które – co najważniejsze – moglibyśmy wydać na cele, które nas interesują. Nie stoimy na straconej pozycji, bo mamy w Brukseli silnego sprzymierzeńca. Jest nim Janusz Lewandowski, komisarz ds. budżetu, który ma trudne zadanie przekonania bogatych państw Unii do zachowania funduszy strukturalnych.
– Obecna sytuacja ekonomiczna w UE spowoduje, że ostateczne decyzje budżetowe będą zapadały bardzo późno – możliwe, że dopiero w 2013 roku. Nie byłbym zdziwiony, gdyby w pierwszych latach nowej perspektywy doszło do częściowego zawieszenie finansowania polityki spójności – mówi Jerzy Kwieciński, ekspert BCC i były wiceminister rozwoju regionalnego.
Dlatego na pewno możemy zapomnieć, że kolejny unijny budżet będzie choćby porównywalny w swojej hojności z obecnym. Niemcy, największy płatnik netto do budżetu UE, po kryzysie nie są skupieni na tym, by dalej finansować nasze drogi, tylko na ratowaniu swojej gospodarki i unijnej waluty.
Dodatkowo kłopoty Grecji oraz innych państw, które mogą iść w jej ślady (Hiszpania, Portugalia i Irlandia), mogą zostać wykorzystane przeciwko polityce spójności. Te państwa w latach 80. i 90. były głównymi odbiorcami funduszy unijnych. W ich gospodarki wpompowano dziesiątki miliardów euro. Jednak okazało się to za mało, by zbudować w nich solidne fundamenty rozwoju.
Problem Grecji powoduje, że stara Europa znów musi sięgnąć głęboko do kieszeni. Pakiet pomocowy dla Grecji to 110 mld euro. To prawie dwa razy więcej niż Polska – największe nowe państwo w UE – dostała na dziewięć lat na swój rozwój.