Trwa ping-pong między URE i PGNiG. Gazowa spółka wnioskuje do regulatora o podwyżki, a ten żąda zmniejszenia ich skali.
Mariusz Sfora, prezes Urzędu Regulacji Energetyki, nie chce się zgodzić, aby Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo podwyższyło ceny paliwa. Firma już po raz trzeci została wezwana do zmiany stawek proponowanych w nowych taryfach.
– Chodzi o korektę w dół – wyjaśnia Agnieszka Głośniewska z URE.
PGNiG o podniesienie cen stara się od 12 lutego. Pod koniec marca urząd już po raz drugi wezwał gazową spółkę do wyjaśnień i korekty wniosku.
– Złożyliśmy wnikliwe analizy. Podobnie uczynimy i tym razem – zapowiada Joanna Wasicka-Zakrzewska z PGNiG, ale zastrzega, że oficjalne pismo z URE w tej sprawie jeszcze nie wpłynęło do spółki.
Spór regulatora z państwową firmą toczy się o wysokość ostatecznej ceny, jaką za gaz płacą odbiorcy. PGNiG zapewnia, że proponowana przez spółkę podwyżka nie przekracza 10 proc. Na taki pułap zgodę skłonny jest wydać urząd. Problem w tym, że o podwyżkę do URE zawnioskowało także sześć regionalnych spółek dystrybucyjnych. To problem, bo poza ceną samego paliwa odbiorcy ponoszą także koszty jego dystrybucji. Gdyby wszystkie te wnioski zostały zaakceptowane na proponowanym przez firmy poziomie, to rachunki odbiorców mogłyby wzrosnąć nawet o 19 proc.
Nawet jeśli przepychanki się wkrótce skończą, odbiorcy gazu muszą się liczyć z kolejną podwyżką jeszcze w tym roku. Zgodnie z wnioskiem PGNiG, nowa taryfa na gaz po zatwierdzeniu miałaby obowiązywać zaledwie przez sześć miesięcy. Dotychczas nowe ceny utrzymywały się przez rok.
– Chcemy bardziej elastycznie reagować na potrzeby rynku – tłumaczy Joanna Wasicka-Zakrzewska i przypomina, że w czerwcu 2009 r. średnia cena gazu spadła o 3 proc.