Dwa lata temu PKP Intercity były jak sportowa wyścigówka: mała, zwrotna i szybka. Teraz ledwo stoi na kołach.
Z renomy PKP Intercity został tylko znaczek.
A jeszcze w połowie 2008 roku spółka przypominała pannę na wydaniu, za którą szaleli szefowie najpotężniejszych przewoźników z całej Europy. O przejęciu niewielkiej firmy z Polski, która w ciągu trzech lat przebojem podbiła serca pasażerów miłą obsługą i czystymi pociągami, mówiono w Niemczech i we Włoszech.
Teraz to pieśń przeszłości.
PKP Intercity wykoleiła inna kolejowa spółka – PKP Przewozy Regionalne. Oddział Przewozów Międzywojewódzkich tego peerelowskiego molocha, jadącego na wagonach z czasów Gierka, dołączył do PKP IC w grudniu 2008 r. Do wyselekcjowanego i doskonale wyszkolonego 2,5-tysięcznego personelu, który w jednakowych uniformach witał pasażerów ciepłym „dzień dobry”, dołączyło ponad 5 tys. kolejarzy przyzwyczajonych do roboty według zasad realnego socjalizmu. Czar prysnął.
– Ze sportowego auta firma zamieniła się w przeładowaną landarę, która nie reaguje na kręcenie kierownicą – mówi Jakub Majewski, analityk rynku kolejowego, były szef Kolei Mazowieckich.
Niemal z dnia na dzień niewielka firma, z zaledwie 165 dochodowymi połączeniami dziennie, urosła trzykrotnie. Jeszcze po 11 miesiącach 2008 r. zysk netto spółki wynosił 45 mln zł. Załamanie przyszło w grudniu, kiedy trzeba było stworzyć 50 mln zł rezerwy na przejętych pracowników z PKP PR. Ostatecznie rok zakończył się stratą 6,5 mln zł.
Od tej pory PKP Intercity jedzie na minusie. Prywatyzacja spółki, planowana początkowo na 2009 rok, potem przesunięta na I kwartał 2010 r., która miała przynieść jej setki milionów złotych, coraz bardziej się oddala. Widać gołym okiem, że PKP IC nie może udźwignąć ciężaru kolejowej reformy.
– To tak, jakby alpiniście przed wspinaczką na Everest nawrzucać do plecaka głazów – mówi Adrian Furgalski, dyrektor Zespołu Doradców Gospodarczych TOR.
Z 3 tys. wagonów przejętych od PKP PR połowa w ogóle nie nadaje się do ruchu. Co najmniej 700 nie opłaca się nawet modernizować. Podczas ostatniej srogiej zimy w wagonach padało oświetlenie i nie działało ogrzewanie. Na internetowych forach zaroiło się od zdjęć oblodzonych przedziałów, w których hulał wiatr.
Perła w koronie polskiej kolei to dzisiaj cień świetności sprzed zaledwie dwóch lat.
Trudno powiedzieć, czy PKP Intercity zdoła uzdrowić Grzegorz Mędza, który zastąpił właśnie Krzysztofa Celińskiego na stanowisku szefa firmy. Ten finansista, spec od restrukturyzacji, będzie miał trudne zadanie. Nie wiadomo, czy ktokolwiek zdoła podnieść kolejową spółkę z kolan.