To prawdziwe pieszczochy władzy. Mają prawie wszystko, czego chcą. Gotówka, kredyt na podtrzymanie zdychającej działalności? Proszę bardzo. Wsparcie sprzedaży w postaci dopłat zamaskowanych szumnymi ekologicznymi hasłami? No problem. Przepisy, mało korzystne dla klientów, ale zapewniające strumień pieniędzy? Da się zrobić.
Do jednego nie można dopuścić: do bankructw. Straty społeczne i polityczne byłyby zbyt duże. A że są nieefektywne, na minusie, niektóre z nich to de facto bankruci? Nie szkodzi, w razie czego poratujemy, tak jak rok, pięć, dziesięć lat temu...
Tak, oczywiście, chodzi o branżę motoryzacyjną. Tego kolosa na glinianych nogach, gdzie firmy naprawdę zdrowe można pewnie policzyć na palcach jednej ręki. Jednocześnie ta właśnie branża cieszy się niesłychanymi przywilejami jak na warunki wolnego rynku. Właściwie można się zastanawiać, co jeszcze wymyślą politycy byle tylko nie padła jakaś fabryka w ich kraju.
Teraz Bruksela ogranicza stosowanie tańszych części zamiennych. Co więcej, likwiduje element liberalizacji, który sama wprowadziła. Przypomnę zatem tylko, że Unia wielokrotnie deklarowała, że będzie kierowała się dobrem konsumentów, wzmocnieniem konkurencji i przejrzystości rynku.